Dziewięć Grzechów Głównych Afrodyty
:: Inne :: Retrospekcje / Prolepsis
Strona 1 z 1
Dziewięć Grzechów Głównych Afrodyty
1. NIE JEDZ SŁODYCZY
-Ale mamo!
-No co, nie kupie ci. Będziesz brzydka i gruba. Chyba nie chcesz?
-No nie..
Venus- królowa śniegu
Re: Dziewięć Grzechów Głównych Afrodyty
2. NIE KRADNIJ
To był piękny poranek. Słoneczko ciepło grzało w buzię trzynastoletniej dziewczynki. Dziewczynka ta, nosiła imię najpiękniejszej z bogiń i już w tak młodym wieku wykazywała wszystkie z możliwych cech charakteru swojej starszej imienniczki. Wierzyła nawet, że powstała z morskiej piany i dlatego, kiedy siadała przy fontannie wyobrażała sobie, że jest krok od śmierci. I że właśnie czeka na księcia, który wyratuje ją z opresji. Oczywiście strach do kąpieli, nie znajdował odniesienia w domu: Venus kąpała się średnio dwa razy dziennie i była największym czyścioszkiem pośród Dyniek. W tym czasie była ich już dziewiątka. W sumie od sześciu lat rodzice nie próbowali nawet próbować jeszcze powiększać gromadki. A żadne z dzieci nie miało tego im za złe. Właściwie wszyscy się cieszyli. Kochali się w tej swojej wielkiej rodzince, ale wyobraźcie sobie jak dużo trzeba czekać w kolejce, kiedy kąpie się taka Urane. Maluszek ma niecały metr, a zajmuje łazienkę na prawie całą godzinę. I taka biedna Afrodyta musi czekać. Musi czekać, a jej piętnastoletni adorator usycha pod drzwiami.
W tym czasie Venus miała świra na punkcie "Ani z Zielonego Wzgórza", więc chodziła cały czas z głową w chmurach, czekała na swojego Gilberta i spędzała przemiło czas ze swoimi dwoma Dianami. Na prawdę nazywały się Diany. Jedna była z Japonii i na Madagaskar sprowadziła się z ojcem, który był tu ambasadorem. A druga Diana pochodziła już z wyspy i miała w swoim wielgaśnym ogrodzie całe zoo. Jej ojciec był bardzo bogaty i mógł sobie pozwolić na wszystko. Koleżanki Venus pomimo swego wysokiego ustawienia, nigdy nie potrafiły być prawdziwymi przywódczyniami. To ona, ta z niezbyt burżujskiej rodzinko, to ona śliczna, zawsze pierwsza, zawsze lubiana, to ona rządziła nowobogackimi. Och, na tyle na ile mogła rządzić urocza trzynastolatka. Czyli prawie nic.
Dziewczynka siedziała sobie na ławeczce. Zwrotnikowe słoneczko muskało jej idealnie biała cerę w tak brutalny sposób, iż cała czerwieniała. Ale nie mogła się powstrzymać przed położeniem się choćby na pół godziny na słońcu. Jej nienaturalnie jasne włosy były niczym złoto pośród tej ciemnej chołoty. Dziewczynka czekała, choć nie była umówiona. Kiedy w szkole przed którą siedziała zabrzmiał dzwonek otworzyła zielone oczy. Wtedy jeszcze miały taką barwę. Przeniosła wzrok na drzwi. Pięć, cztery trzy... ze murowanego budynku wybiegła wielka drużyna wrzeszczących chłopców. Wolność! wrzeszczeli. Venus podniosła swoje już zaznaczające wyraźnie znaki kobiecości ciało z ławki i przemaszerowała dumnie unosząc głowę wbijając się w ten tłum. Ilu z tych chłopców dało by wiele, by jedynie go zauważyła! Zabierała każde serce, które zajrzało w jej dusze, a te które miały szczęście tego nie doznać tylko zauroczała. Podeszła do wysokiego chłopca.
- Mars mam dla ciebie obiad - poinformowała chłopca, odciągając go jednocześnie od kolegów. Nie byli go warci, okropne brudasy. I nie widziała, że wszyscy z nadzieją patrzyli, iż może tym razem zamiast zajmować się jedynie bratem, ich też zabije. Ale ona tylko zabierała. Odbierała to co jej.
Złodziejka, tak ją nazwały potem obie Diany.
W tym czasie Venus miała świra na punkcie "Ani z Zielonego Wzgórza", więc chodziła cały czas z głową w chmurach, czekała na swojego Gilberta i spędzała przemiło czas ze swoimi dwoma Dianami. Na prawdę nazywały się Diany. Jedna była z Japonii i na Madagaskar sprowadziła się z ojcem, który był tu ambasadorem. A druga Diana pochodziła już z wyspy i miała w swoim wielgaśnym ogrodzie całe zoo. Jej ojciec był bardzo bogaty i mógł sobie pozwolić na wszystko. Koleżanki Venus pomimo swego wysokiego ustawienia, nigdy nie potrafiły być prawdziwymi przywódczyniami. To ona, ta z niezbyt burżujskiej rodzinko, to ona śliczna, zawsze pierwsza, zawsze lubiana, to ona rządziła nowobogackimi. Och, na tyle na ile mogła rządzić urocza trzynastolatka. Czyli prawie nic.
Dziewczynka siedziała sobie na ławeczce. Zwrotnikowe słoneczko muskało jej idealnie biała cerę w tak brutalny sposób, iż cała czerwieniała. Ale nie mogła się powstrzymać przed położeniem się choćby na pół godziny na słońcu. Jej nienaturalnie jasne włosy były niczym złoto pośród tej ciemnej chołoty. Dziewczynka czekała, choć nie była umówiona. Kiedy w szkole przed którą siedziała zabrzmiał dzwonek otworzyła zielone oczy. Wtedy jeszcze miały taką barwę. Przeniosła wzrok na drzwi. Pięć, cztery trzy... ze murowanego budynku wybiegła wielka drużyna wrzeszczących chłopców. Wolność! wrzeszczeli. Venus podniosła swoje już zaznaczające wyraźnie znaki kobiecości ciało z ławki i przemaszerowała dumnie unosząc głowę wbijając się w ten tłum. Ilu z tych chłopców dało by wiele, by jedynie go zauważyła! Zabierała każde serce, które zajrzało w jej dusze, a te które miały szczęście tego nie doznać tylko zauroczała. Podeszła do wysokiego chłopca.
- Mars mam dla ciebie obiad - poinformowała chłopca, odciągając go jednocześnie od kolegów. Nie byli go warci, okropne brudasy. I nie widziała, że wszyscy z nadzieją patrzyli, iż może tym razem zamiast zajmować się jedynie bratem, ich też zabije. Ale ona tylko zabierała. Odbierała to co jej.
Złodziejka, tak ją nazwały potem obie Diany.
Venus- królowa śniegu
:: Inne :: Retrospekcje / Prolepsis
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|