Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Skałki

5 posters

Go down

Skałki Empty Skałki

Pisanie by Mistrz Gry Pon Cze 20, 2011 3:23 pm

Skałki Tumblr_ln3bgkxxpv1qctffio1_500
Mistrz Gry
Mistrz Gry
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Dimitri Pon Cze 20, 2011 4:32 pm

I pomyśleć, że miałem zamiar kulturalnie się najebać, unikając jakichkolwiek bójek. Niby powinno mi wystarczyć wszelkiego rodzaju przemocy fizycznej po ostatnim, hm, wypadku na długi czas. Mówi się, że kiedy wyżycie się na kimś powoduje ulgę i pomaga radzić sobie ze stresem, to ma się ze sobą problem. Albo raczej problem z agresją. I chociaż niby miałem już za sobą czasy kiedy napierdalałem się z byle kim i byle gdzie wyłącznie z nudów, musiałem przyznać, że dawno nie czułem się lepiej. Tłukąc się z Cookiem nie tylko wyładowałem wściekłość na niego, ale też na wszystkich innych, którzy ostatnio mnie wkurwiali. Cóż, przynajmniej teraz, kiedy nas rozdzielili, znów podchodziłem do wszystkiego prawie że na całkowitym czilu. Nawet nie miałem siły, żeby dalej myśleć o mojej głupiej kuzynce albo o sprawie z dzieckiem. Bicie się z Cookiem zawsze było bardziej wyczerpującym zadaniem niż z kimkolwiek innym - chyba, że z takim Szakiem, bo takie zdychanie też wcale nie było ani łatwe, ani przyjemne - bo nasza walka trwała również w głowie. To było całkiem zabawne, że oboje usiłowaliśmy ułatwić sobie sprawę i oszukać, a w ostatecznym rozrachunku tylko komplikowaliśmy sobie sytuację. Odizolowany od mojego bffa pozbierałem się - jakaś miła dziewoja przyniosła mi nawet whisky za to, jaki byłem dzielny - i w końcu ruszyłem gdzieś przed siebie. Jedno z żeber znów zajebiście bolało. Chyba Cook trochę naruszył moje dopiero co zrośnięte kości. No cóż, bywa. Po krótkiej wędrówce, męczącej przez uporczywy ból który co kilka kroków łagodziłem sobie popijaniem whisky, dotarłem nad brzeg wyspy, nad skałki. Usiadłem na jednym z kamieni i wbiłem spojrzenie w horyzont, paradoksalnie czując się zajebiście wyczilowany. Żałowałem, że nie miałem ze sobą żadnego zioła. To dopiero byłaby świetna sprawa. Obróciłem się przez ramię, gdy kątem oka zarejestrowałem jakiś ruch i dostrzegłem nikogo innego jak mojego bffa. W sumie nawet nie chciało mi się znowu go wyzywać ani tym bardziej wracać do bójki, dlatego nie odezwałem się. Nie wiedziałem, czy on też już wyładował swoją wściekłość, czy może właśnie planował jak rozjebać mi głowę najbliższym kamieniem albo utopić mnie w morzu. A co mi tam. I tak miałem przejebane, nie?
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Cook Pon Cze 20, 2011 5:50 pm

No nie można mieć wszystkiego, co. Też bym się teraz z chęcią najarał, a nawet jak nie to, to chociaż papierosa. Taki młody, a czuję, że koniec mego istnienia już się zbliża. Kurwa, przeszłość mam zjebaną. Przyszłości nie mam. A choroby mnie zjedzą. Przecież ja już chyba miałem raka płuc, bezpłodność, marskość wątroby i do tego obitą mordę. I byłbym dalej obrażony na cały świat, gdyby nie to ostatnie. Bicie się jest najlepszym wyładowywaczem. We mnie kłóciło się już od dawna milion emocji, a cały ich wachlarz wpędzał mnie na jakieś okropnie nieznane wody życia - czy to depresja. Fu. Ja smutny. Ja wkurwiony na Dymka o jakąś laskę. Żeby mi chociaż jakąś zabrał. Ale nie. Powinienem mu raczej plecki poklepywać i próbować obrócić w żart jego smutną sytuację. Poza tym, czy to nie ja uważam, że wszystko można dobrze skończyć? Może trochę brak mi dziś jeszcze optymizmu, którym mógłbym napęłnić Lykkusia, żeby nie zadręczał się tym co się stało. Ale wystarczy, że znajdę Franczeskę i uśmiechę się do niej. Napewno chętnie uszczęśliwi Dymka. Ona jakoś to umie robić, nawet nie zbliżając cycków za blisko. Co ja wgl myśle. Cycki Frani. Przecież ona ma jakieś trzynaście latek.
Zobaczyłem, że las się kończy i poszedłem w stronę skałek. Niedaleko stąd mieliśmy z Dymkiem skitrane butelki z dobrymi alkoholami, ale nie poszedłem tam. Chciałem sobie przemyć buźkę. W ustach miałem otwartą ranę, z której co jakiś czas wypływała krew. Na szczęście najgorszy krwotok już przeszedł - co prawda miałem całe ubranie czerwone. Ale co tam. Chuj. Dymek siedział plecami do mnie, ale jak go tu mam nie poznać po tylu latach. Więc poszedłem do niego, ale usiadłem dalej. Siedzieliśmy tak przez chwile, może dwie. Przemyłem tą buzię i przesiadłem się bliżej. Ale nie za blisko. Zwróciłem na niego wzrok i jak on wreszcie też mnie tym zaszczycił, patrzyliśmy na siebie tak długo, aż nie wytrzymałem i uśniechnąłem się, a on raczej nie inaczej za mną.
A problemy Sida i Tonego musiały być chyba jakieś mega ciężkie, skoro te moje i Dymka odeszły w niepamięć. Prawie odeszły.
-Sory stary- rzuciłem i wyciągnąłem rękę. Może da się napić.
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Dimitri Pon Cze 20, 2011 9:36 pm

Nie chciałem pierwszy się do niego odzywać, żeby przypadkiem naprawdę mnie nie zajebał. Żebro bolało mnie w chuj bardzo przy każdym ruchu czy nawet oddechu, co chyba znaczyło, że znów musiało się rozpaść. No i chuj wzięło to całe miesięcznie zrastanie się. Generalnie ja też miałem poczucie, że niedługo przyjdzie mi umierać. Chociaż akurat żałowałem, że nie mogłem mieć takiej listy chorób jak on, bo na bezpłodność wcale a wcale bym nie narzekał. Wiem, wiem, to straszny dramat, miliony par na całym świecie cierpią z powodu niemożności posiadania własnych dzieci, no ale kurwa, czy takie wielkie nieszczęście naprawdę nie mogło trafić się akurat mnie? Nie płakałbym, serio. Przecież tak czy inaczej moim przeznaczeniem było zdechnąć gdzieś w rowie wraz z Cookiem, kiedyś, kiedy nasze wątroby odmówią nam już posłuszeństwa albo zajebiemy się tak bardzo, że wpadniemy pod pierwszy lepszy samochód. Nie miałem w planach żadnego pieprzonego ojcostwa. Zresztą, niby to był już chyba nieaktualny temat, skoro Yves postanowiła oddać dziecko, ale dalej nie umiałem normalnie nad tym przejść. No bo kurwa, to było niesprawiedliwe. Jebać komuś życie już na stracie za nasze błędy. Na tym właśnie polegała beznadzieja naszego położenia. Czegokolwiek byśmy, kurwa, nie zrobili, będzie chujowo. Gdy Cook w końcu przełamał nasze patrzenie się na siebie w milczeniu, tez się uśmiechnąłem. To właśnie było zajebiste w męskich przyjaźniach - o problemach zapominało się w dziesięć sekund. Nie to co kobiety. Nie mogłem zrozumieć, kiedy Ana żaliła mi się z jakichś swoich wiecznych kłopotów z innymi laskami.
- Czil - odparłem, bo niby co innego mogłem mu odpowiedzieć, i podałem butelkę. Wiadomo, dzielenie się alkoholem było największą oznaką zgody jaka tylko mogła istnieć na całym tym pojebanym świecie. Przynajmniej jeśli chodziło o takie zajebiste jednostki jak my. - Sory za tę ranę - stwierdziłem po chwili, widząc jego obitą buźkę i zakrwawioną koszulkę. No cóż, chyba byliśmy kwita. Muszę przyznać że to miła odmiana po bójce której ja niemal nie przeżyłem, a Szakowi praktycznie nic się nie stało. - Mogłeś sobie chociaż odpuścić pieprzenie Elisy. Jeszcze się czymś od niej zarazisz - zadrwiłem. Chyba oboje wiedzieliśmy, jak wiele oznacza taki tekst. Sam do tej pory w życiu nie pozwoliłbym nikomu na podobny żart oraz na sugestię, że moja kochana kuzyneczka rucha się więcej niż Cook. Chyba zabiłbym delikwenta, który powiedziałby coś takiego. A teraz? Nie miałem do niej praktycznie żadnego szacunku. Głupia, cholerna gówniara.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Cook Sro Cze 22, 2011 8:26 pm

Jak już żebro bolało w chuj, to źle. Szkoda chuja. Wiem coś o tym, to moje narzędzie pracy. Praca sprawia mi przyjemność, czerpię korzyści, mogę się rozwijać - ach, jestem James Cook i jestem zajebisty, bo szczęśliwą mam pracę. Juuhu. Jakbym patrzył w przyszłość, ale nie mogę, bo jestem ograniczony w tym zakresie, to jakbym patrzył w przyszłość, to bym wiedział, że ta praca ma zajebiście głupie ale - będą mnie nazywać tym od czerownych latarni, a wgl jeszcze się czymś zaraże i zgine. No, trudno. Jak przez pracę zginę, to może Dymek mnie pomści, albo może zginie ze mną. Bo może tą samą klientkę będziemy mieli w przyszłości, ale tej przeszłej. Jak już jesteśmy przy tych moich ułomnościach, to tak w sumie muszę się przyznać, że ja na przykład wgl nie wiem, że coś się we mnie zmieniło, że mnie zamknęli w tym przytułku dla bezdomnych. Racja, racją - dobre mają obiady, a laski pierwszorzędne, umyte nawet. Ale co oni mi pierdolili przez tyle lat, że ja jakiś dar otrzymałem. Chuj, nie dar. Nawet nie wiem, czy to nie dlatego, że jestem taki zajebisty, to mnie tak kochają. Nie ma co się dziwić! No bo wystarczy na mnie popatrzeć - jestem genialny, ciałko mam sexy, a już buźkę to na dziesiąteczkę. I wy mi mówicie, że to jakiś dar mi robi takie powodzenie? Gońcie się.
-Ale jesteś chujem za to- pochwaliłem go wskazując na ramię. Podciągnąłem nawet koszulkę, żeby pokazać mu białe chude ramionko z rosnącym fioletowym siniolem. To nawet nie on mi zrobił. Kamień na który mnie popchnął. Jaki wgl ziom.
-Ty Lykunio, jakoś bledziutko się prezentujesz- zauważyłem, kiedy przychyliłem się odebrać butelkę. I chociaż mam otwartą ranę w gębie, to się napiłem. A co! Trochę mnie spiekło, nawet syknąłem przekleństwem. Nawet więcej, bo tak się zamachnąłem, że trochę procentów wylałem. Ale luuuz, już mi lepiej. Przymknąłem oczy. Wyczilowany. Lubie napierdalanki.
A Dymek pierdolił od rzeczy. Że wybacza mi Elise? Kurwa, sam se jej nie wybaczę. Jak byłem na Dymka zły, to miałem ten epizod z jego siostrą głęboko gdzieś. Nawet sobie wmawiałem, że to kara dla niego. Ale on już za dużo cierpi, cnie. Ale teraz już od jakiś kilku dni wcale nie byłem taki szczerze obrażony. Wkurwiał mnie, ale tylko na tyle, żeby się z nim przejebać. I co. Teraz jest luz mkędzy nami i przypomina mi jakaś Anka, co to kto to, że ja się z jakąś Elisą pieprzyłem. Gdybym miał jednak moc, to bym Ance kazał ubrać się jak dziwka i chodzić do wszystkich i pukać, czy by ją ktoś nie popukał. Ale najwyraźniej nie mam mocy, bo się jeszcze świat nie skończył. I co, i teraz mi się uświadami cożem ja najlepszegl zrobił mojemu Dymkowi. A on już wypina się na siostre, przygrania mnie i wiecie co? Czuje się jak jakaś cipa. Złamałem najważniejszą regułę frendowania, a on mi jeszcze wszystko wybacza. Co, on Jezus jest!
-Weeź kurwa, to Twoja siostra jest. No sory za nią, ale nie wkurwiaj się już na nią, no. Poszła w ślady brata, cnie*- wybełkotałem, niszcząc sobie szansę jaką mi dał. No, najwyżej Elisa mi się odda zanim ją Dymek zamknie w klasztorze. I jeszcze będę jej kazał pisać do mnie listy. Takie real ones.

* <3 <3 <3

Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Dimitri Pią Cze 24, 2011 9:41 pm

- Poproś jakieś miłe dziewczę, to na pewno pocałuje ci biedne ramionko na pocieszenie - Normalnie rzuciłbym tekstem o mamusi, zamiast jakiejś dziewczynie, ale wiadomo, ostatnimi czasy wszystko co wiązało się z rodzicielstwem kurewsko średnio mnie bawiło. Dobra, nieważne. Jakoś tak to napierdalanie się z Cookiem trochę rozjaśniło mi w głowie i przynajmniej mogłem sobie to wszystko rozważyć na spokojnie. Nie żeby nagle mnie oświeciło i żebym nagle stwierdził, iż znalazłem idealne wyjście ze wszystkich naszych problemów, a na dodatek po drodze odkryłem jeszcze cudowne lekarstwo na raka, ale przynajmniej mogłem znów zacząć zachowywać się jak człowiek. No a to była naprawdę zajebista odmiana po ostatnim czasie. - Zresztą, nic nowego mi nie powiedziałeś. Chujem jestem podobno za całokształt mojej twórczości - rzekłem, choć wcale nie do końca poważnym tonem. Nawet się wyszczerzyłem. Średnio obchodziły mnie opinie ogółu ludzkości, szczególnie jeśli chodziło o małych pedałowatych frajerów, którzy skrycie zazdrościli stylu życia takiemu mnie albo Cookowi, albo rozczarowane dziewczątka, stwierdzające nagle, że czują się wykorzystane. A najczęściej to właśnie tacy mieli podobne zdanie.
- To przez to, że ostatnio wszystko jest takie zjebane. Nie ogarniam co dalej - rzuciłem tylko, nawet nie próbując zaprzeczać, że wyglądam kiepsko. Przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie jestem obecnie w swojej najlepszej formie, zarówno fizycznie jak i psychicznie, ale co niby mogłem na to poradzić? Może, kurwa, pojadę sobie odpocząć do rodzinki. Albo namówię moich kochanych przyjaciół, żeby położyli mnie pod ciepłą pierzynką i karmili gorącym rosołkiem dbając, żebym się przypadkiem nie przemęczył. Zajebiste opcje. Pokręciłem tylko głową ze zrezygnowaniem, gdy rozlał nasz drogocenny alkohol - w końcu nie mieliśmy trawy ani nic innego, więc ta jedna butelka musiała nam wystarczyć, chyba, że któremuś będzie chciało się ruszyć tyłek do naszych tajnych zapasów zabunkrowanych nieopodal - ale postanowiłem się nie odzywać, tylko zachować zajebiście miłosiernie. I tak czułem się winny, że rozjebałem mu trochę buźkę. Bo co to ma być, żeby ktoś cierpiał pijąc? Przegięcie.
- Nie siostra, tylko kuzynka - Normalnie owszem, traktowałem ją jak siostrę, jednakże teraz chciałem maksymalnie zbagatelizować nasze pokrewieństwo. - Zresztą, co to niby ma za znaczenie? Przypadkiem urodziliśmy się w tej samej rodzinie. Wielka mi, kurwa, sprawa - mruknąłem i posłałem mu mordercze spojrzenie. Ta uwaga o pójściu w moje ślady cholernie mi się nie spodobała, ale nie chciałem znów się wkurwiać. - Może jeszcze mi powiedz, że to, iż oszukiwała mnie tyle czasu, okazała się być cholerną szmatą, a do tego nagle postanowiła znienawidzić mnie i wszystkich moich przyjaciół to moja jebana wina, bo postanowiła pójść w moje ślady. Nigdy nie mówiłem, że chcę być czyimś wzorem do naśladowania - wzruszyłem ramionami, wbijając wzrok gdzieś w morze. Ciężko było się zorientować nawet, która godzina, bo ciągle było jasno. A co jeśli wszyscy popłyną i zostawią nas na tej wyspie na śmierć? A, chuj. Najwyżej zostaniemy rozbitkami.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Cook Pon Cze 27, 2011 10:14 pm

Jedyne dziewczę, jakie teraz chciałem prosić o całowanie czegokolwiek, chyba się na mnie obraziło. Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że tak. Bo nie widziałem jej podczas bójki? Bo mi nie podała zimnego opatrunka? Może nie powiniem jej zostawiać, w końcu nie chciała tu przypływać, sam ją zaciągnąłem. Ale co ja poradzę, że lubie, jak Iska jest obok. Nawet jak ma się na mnie fochać to ją lubie. A teraz pewnie wrzeszczy z naszą papugą i uczy Jacka, jaki to ja jestem chuj. No, przykro mi. W sumie, przykro.
-No, stary, to teraz patrz. Jak było kiedyś, tylko możemy te czasy teraz wspominać- mruknąłem, niczym stary, zmęczony życiem. Jakie to zabawne, bo ja jestem foreveryoung, a tu takie teksty. Oczywsko, se jaja robię. Dymek pierdoli od rzeczy czasem, ale ma mnie po to, żebym mu przyjebał za to. Na szczęście dla nas obojga, Dymek od rzeczy rzadko kiedy pierdoli. Jakby mi miał dowalać za każdą głupotę, chyba byśmy już leżeli na cmentarzu dla chujów. Albo on na jakimś porządnym, bo mu mama by załatwiła. Mój ojciec, który defacto nie wiem czy nim był, chyba miałby mnie głęboko w dupie. -Kurwa, weź nie pierdol takich zjebanych rzeczy. Jak ci się już znudzi narzekanie, to zapraszam, pójdziemy na laski, albo założymy Murzyńską Gejowską Wspólnotę Ludzi Pijących, dostaniemy doracje z Uni(ten, Norwegia nie jest w UE, ale pewnie mają jakąś Unię, która wspiera) i będziemy pić zdrówko krawaciarzy. Człowieku, życie się nie kończy na jakimś małym problemiku. Fakt, że dziecko to już jest człowiek, a z ludźmi są duże problemy, ale co sikasz. Najwyraźniej tak ma być, co my malutcy na to poczniemy?- wydymałem wargę i założyłem ręce za głowę. Moja filozofia była wygodna. Los tak chce, więc nic nie jest moją winą. I dobrze, a co ja się stresować będę.
-I Lykuś, ja nie mówię, że to Twoja wina. Może sobie już nie dopowiadaj, bo nie kminisz. Twoja siostra, chcę przypomnieć, jeszcze do wczoraj była oczkiem Ci w głowiem. A teraz się wydało, że raz czy dwa ktoś ją przeleciał i już jej nie lubisz? Jakoś te swoje kurwy, mniejsze czy większe, akceptujesz i do cholery - czym poza rozwarciem kolan ta Elisa się różni od jakiejś Any? No kurwa niczym. Lubisz ją jak chuj i do tego ma Twoje nazwisko-dodałem i oddałem mu butelkę, bo mnie bulwers brał. Sięgnąłem do czoła, bo mi pękał łeb chyba.
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Dimitri Sro Cze 29, 2011 12:11 am

- Gadasz jakbyśmy byli cholernymi emerytami - stwierdziłem i spojrzałem na niego podejrzliwie, bo takie nostalgiczne gadki naprawdę nie były u niego często spotykane. Niby wiedziałem, że sobie żartuje, ale tak czy inaczej to nie było w jego stylu. Żarty Jamesa na ogół wiązały się z ruchaniem albo innymi tego typu sprawami i były okraszone sporą ilością chamstwa albo rzeczy których nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, dlatego też zdziwiła mnie nagła zmiana jego poczucia humoru. - I nie przyzwyczajaj się do takich emeryckich gadek, bo my zapewne ich nie doczekamy - Poklepałem go pocieszająco po ramieniu, jak gdyby to, że najprawdopodobniej nie dane mu będzie dożyć wieku, kiedy można było się poruszać tylko o lasce i rozbijać o wszystko dookoła przez postępującą wadę wzroku było czymś okropnym. Nie oszukujmy się - Cook i ja prowadziliśmy taki tryb życia, że naprawdę długo na tym nie pociągniemy.
- Murzyńska Gejowska Wspólnota Ludzi Pijących? - powtórzyłem, unosząc brwi. Nie mogłem się przy tym, kurwa, nie uśmiechnąć, bo to właśnie był prawdziwy Cook. Do tego parsknąłem śmiechem, gdy Jamesik z mądrą miną dokończył swój wywód. - Ja pierdolę, czasami naprawdę chciałbym być tobą - stwierdziłem. Serio, kiedy na życie patrzyło się z perspektywy takiego właśnie osobnika, wszystko musiało być zawsze w chuj proste i klarowne. A skoro Cook uważał dziecko za mały problem, to co niby kurwa mogło dostać rangę dużego? Interesujące.
- Wcale nie do wczoraj. Nie gadałem z nią od tej sprawy z Justinem i od tamtego czasu mam na nią wyjebane - skrzywiłem się. - I kobiety z którymi zadaję się więcej niż jedną noc nie są kurwami, głąbie. A to, że Elisa ma moje nazwisko, nie kontentuje mnie w najmniejszym stopniu, więc to żaden argument - skwitowałem z niezadowoleniem, a odebrawszy butelkę, pociągnąłem z niej kilka łyków. - I uwierz mi, że mam teraz na głowie większe problemy niż moja pieprzona kuzynka. Chociaż teoretycznie nie, bo wiesz, Yves zdecydowała, że odda to dziecko do adopcji - poinformowałem kumpla bezbarwnym tonem i znów się napiłem. Nie wiedziałem, co Cook może w ogóle o tym sądzić. W końcu to był mu temat dosyć pokrewny. - Ale sam, kurwa, nie wiem, jak to ma być - dodałem. Kurwa, naprawdę nie podchodziłem do tego pomysłu z jakimś wielkim entuzjazmem, ale czy mieliśmy jakąkolwiek lepszą alternatywę? Cook był dobry w rozkminianiu rzeczywistości, nie ja.
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Cook Sro Cze 29, 2011 2:09 pm

No, jestem w sumie ciekawy ile nam jeszcze zostało. Może powinniśmy wybrać się do wróżki? Przynajmniej będę umiał ocenić ile kasy muszę sobie zostawić na ostatni w moim cholernym życiu melanż. A ostatni będzie najzajebistrzy. Pojadę sobie na jakiś odjebany koncert, założę złote rurki, będę się najebywał w tłumie z jakąś naćpaną laską, a skończę w śmietniku z 10 promilami we krwi. Nie jestem ruskim, więc dla mnie będzie to śmiertelna dawka. Ale, kurwa. W sumie już to było, tylko bez tego śmietnika. Muszę pomyśleć nad czymś innym. I może włączę w to Dimitriego, bo zeszłym razem nie pojechał ze mną, tylko mizdrzył się z tu z jakąś kurwą. A później zrobili sobie dzieciaka. Nie, to nie Yves. Bo z takimi aktywnymi plemnikami, to Dymek ma już pewnie gro dzieci. I po cholerę on się martwi jednym.
- Kurwa, ja sam czasem marzę o tym być mną. - przyznałem się. A tak naprawdę, to mi się zrobiło cholernie cieplutko na sercu, jak mnie tak mój Lykunio pochwalił. Przecież to on zawsze był moim mistrzem i mu trochę zazdrościłem, że umiał takie pierdoły mówić laskom. Ja, jak zacząłem, to miesiąc siedziałem w związku z Izką. Bo nie umiałem przestać. A Lykuś umie mówić taki słodkości i na następny dzień nie pamiętać. Ale, czy ja wiem, czy to takie genialne? Ja przynajmniej jestem zawsze z każdą moją laską szczery i dlatego mnie tak wszystkie chodzące cycki kochają. I naprawdę nie pytajcie mnie kurwa, co jest według mnie dużym problemem. Dla mnie dużym problemem jest, jak Dymek się na mnie focha, bo próbuję się w niego bawić i prawię komplementy, albo jak mam brak fajków. Więc aktualnie mamy wielki problem, drogie panie i panowie. Bo nie mam fajków.
- No, spoko, jak masz wyjebane na Elise, bo pozwoliła twojemu zjebanemu koledze, który sobie z żadną laską nie radzi, się dotknąć, to trochę jest hipokryzja. Powinieneś się cieszyć, że nie mamy już w towarzystwie cipy. I jej dziękować, że się podłożyła. Ja bym się w życiu dla niego nie podłożył - oświadczyłem i prychnąłem. No, bez kitu dać się Reidowi to jakaś porażka (pozdro dla mojego Justynianka) - i kurwa, nie mówimy już o tym
A na wieść o tym, że Yves zamierza oddać dzieciaka trochę opadłem. No, w sumie to ja znam trochę te tematy.
- To chyba już nie macie problemu - skwitowałem, trochę wkurwiony, że nawet najbliższa mu osoba nie ma żadnych przemyśleń dotyczących tego przedsięwzięcia. Zmierzwiłem włosy i spojrzałem sobie w dal.
Cook
Cook
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Dimitri Sro Cze 29, 2011 7:20 pm

Impreza na której Cook szaleje zaćpany i zajebany w chuj, odziany w złote rurki, to tak naprawdę brzmiało na standard, a nie na imprezę podsumowującą nasze marne żywoty. Tutaj będzie trzeba czegoś wyjebanego w kosmos, dlatego kiedy wreszcie zdecydujemy, że nadszedł nasz czas - albo poinformuje nas o tym ktoś z odpowiednim talentem czy jakaś wróżka, whatever - będziemy musieli wymyślić coś naprawdę na poziomie. Przecież właśnie tego, kurwa, będą się po nas spodziewać ludzie. Najbardziej epickiego melanżu we wszechświecie. Uśmiechnąłem się ponownie na uwagę Kuczka. Ja pierdolę, naprawdę się zastanawiałem, co też kryje się w tej jego główce. Bo on na ogół miał we wszystko centralnie wyjebane, a przy tym zawsze wywijał się ze wszystkich problemów bez najmniejszego szwanku. Trochę jak ja. Znaczy, kurwa, mi się to udawało z całkiem niezłym skutkiem przez dłuższy czas - jakby nie patrzeć przez nasze talenty mieliśmy fory - ale najwyraźniej moja dobra passa się skończyła i w końcu wszystko się zjebało. No ale chuj, co ja się będę teraz tym wszystkim przejmował.
Nie bardzo wiedziałem co mu odpowiedzieć, więc tylko wymamrotałem parę słów mających służyć za wyjaśnienie - no przecież miałem świadomość, jak pokrewny Cookowi jest ten temat i naprawdę, kurwa, nie chciałem się nad tym rozwodzić - i zapytałem, czy wracamy. Chciało mi się palić, a nie mieliśmy żadnych petów, to przydałoby się coś skołować. I poszliśmy. I chuj.

/rezydencja czy cholera wie
Dimitri
Dimitri
zakonnik


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Wto Lip 03, 2012 9:00 pm

Bogowie i wszyscy święci. Wymiana trwała niecałe dwa tygodnie, a ona już miała jej dość, już jej serdecznie nienawidziła. Och, kraj był piękny, ci ludzie tutaj nawet dość przyjemni, o ile dało się radę nawiązać z nimi jakiś kontakt, tak jakby naturalny chłód Meredith był jeszcze gorszy od chłodu tego kraju i mroził ich od razu. Nie umiała się przemóc, nie umiała pozwolić sobie na wyzwolenie wewnętrznego ciepła. Brakowało jej tu osób, przed którymi mogła się otworzyć - a widywanie Blaise'a często, ze szkicownikiem w ręku nie poprawiało niczego. Tak jak odrzucane połączenia do Indiany i za krótkie, za rzadkie, za bardzo bezosobowe wymiany smsów z Dorianem. Wszyscy byli od niej cholernie daleko, nawet jeśli tuż obok, a ona nie mogła nic zrobić. W końcu skończyła z Blaisem dla większego dobra, jak by wyglądało, kiedy powiedziała coś w stylu 'głupia byłam, chcę nadal twojej przyjaźni, zapomnijmy o wszystkim'. Żałośnie, błagalnie, patetycznie.
A taka Meredith nie była. Tak samo jak nie godziła się na odrzucenie bez słowa, bo sprawa z Indianą na taką wyglądała - o nią Tremaine miała zamiar walczyć, nie odpuścić, nawet jeśli Lanvin ją nienawidziła obecnie, nawet jeśli nie chciała na nią patrzeć, nie chciała jej słuchać i tak dalej. Nieodebrane połączenia bolały, piekły żalem, nie dawały spokoju. To nie miało tak się skończyć, tego była pewna.
Samotność w tym czasie najbardziej jej pasowała. Cieszyła się, że ma sztalugi ze sobą, że ta druga walizka, zapełniona w większości przedmiotami niezbędnymi do malowania, przydała się. Jakimś cudem przytachała ze sobą drewnianą konstrukcję i rozpięte płótno na wyspę, oddaloną od Rezydencji spory kawałek - nie mogła nie mieć rzeczy najbardziej ze sobą ukochanej, jedynej zdolnej sprawić, by na chwilę zapomniała. Wiatr szarpał jej rozpuszczonymi włosami, na pozór ciepły, przenikał do szpiku kości, zacinał nieprzyjemnie w usta. Tak jakby pogoda idealnie odwzorowywała nastrój Meredith. Ale ignorowała je, chłonąc niesamowite światło, odkrywające przed nią niewidoczne zapewne dla nie artystów uroki tego miejsca. Linie skał, wygładzone przez fale, nabierały fantazyjnych kształtów, urastały do czegoś nadprzyrodzonego. Oderwały Meredith od życia, zanurzając w świecie zapachu farb i słonego morza. Rzeczywistość pozostała gdzieś na drugim brzegu. Tu była tylko sztuka.

// czekam na Blaisa <3
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Czw Lip 05, 2012 10:46 am

Dwa tygodnie, czternaście dni, można by jeszcze uskutecznić dalsze obliczenia matematyczne, ile godzin, minut, sekund i innych jednostek czasu minęło i ile do powrotu zostało. Powrotu, z którego cieszył się tylko z jednego powodu. Może dwóch. Bo od uzdrawiającej rozmowy z Fangorą, od której mapę średnio równo zagiętą trzymał w portfelu, dostrzegał (prawie) same pozytywy odcięcia się od rzeczywistości w postaci przebywania każdego dnia w jakiś superpięknych miejscach, samotnie bądź z Prudence, zawsze z paczką fajek i rysownikiem. Dwa już zaszkicował, jednak człowiekiem przygotowanym był i miał wystarczający, oby, zapas.
I z takim jednym o jasnozielonej okładce, zaopatrzony w kolejną, dość burżujską - Aidenowi zapewne podkradzioną pomyłkowo, jak to się czasem zdarzało - paczką wiśniowych papierosów, wybrał się w plener, z zamiarem dotarcia nad brzeg morza, jak wczoraj. I przedwczoraj. I trzy dni temu też. Szedł sobie zatem spokojnie, najedzony - bo wreszcie opanował względne położenie najważniejszych punktów Rezydencji, do przeżycia blejsowego niezbędnie koniecznych, z pierwszą fajką między wargami, miksując dym z ożywczym, słonawym zapachem uderzających o skały fal.
Było pięknie, malowniczo, jednak zbyt leniwy był na malowanie farbami ostatnio, poprzestając hipstersko na swojej ukochanej lustrzance. I, co było cudowne zupełnie, nigdy się tu ludzie nie szwendali, niszcząc swoimi brzydkimi postaciami ideał krajobrazu. Znaczy było pięknie aż do dzisiaj, ponieważ na jednej ze skał ujrzał stojącą postać, a ratował ją jedynie fakt iż przed nią stała sztaluga. Nie musiał podchodzić dużo bliżej, żeby wiedzieć, kim owa osoba jest.
Nie rozmawiali ze sobą od pierwszego dnia wymiany, od kłótni na mostku. Na którym to zostawił obraz, bluzkę i wedle możliwości wszystkie sentymenty. Które wróciły, dlatego najpierw przystanął i dokończył leniwie papierosa, zastanawiając się czy postąpić jak typowy Blaise Collier - zawrócić i iść do innej piaskownicy by bawić się samemu, czy jak Blaise Collier Tęskniący - zadzwonić/napisać do Indiany, czy też nieschematycznie - spontanicznie. Dlatego dokończywszy palenie i poprawiwszy sobie torbę na ramieniu, podszedł i stanął obok niej bez słowa, wpatrując się w to samo co ona, wizję subiektywizując wpływem bodźców zapachowo-emocjonalnych. Obrała bardzo dobry punkt, przyznać musiał i zawsze tak było - miała nosa/oko do najlepszego obrania sobie perspektywy.
Zerknął na zarys jej pracy i ponownie przed siebie.
- Za ciepłe kolory. Dodałbym błękitu i złagodził kontury - powiedział cicho i dźwięcznie, wyciągając kolejnego papierosa.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Czw Lip 05, 2012 11:29 am

O tak, ona też liczyła dni do powrotu. Ba, nawet godziny - trzysta trzydzieści sześć, parę mniej, parę więcej, poczucie upływu czasy straciła dawno temu. Powrót niósł ze sobą obietnicę ciepłych i bezpiecznych ramion Doriana, odrobiny śmiechu i niezmąconej niczym radości. Powrót niósł ze sobą bezpieczeństwo murów St.Bernard i znajomych odgłosów nocnego Londynu. Powrót pozwalał na zanurzenie się w poduszkach domu w Chelsea, przesiąkniętych zapachem rozpuszczalnika. Z drugiej strony stawiał on wymagania - konfrontację z Indianą, Collierem Starszym, powrotem do tego, od czego chociaż minimalnie mogła uciec tutaj, odciąwszy się od Młodszego. To nie była prosta sytuacja, cieszyć się z powrotu i bać się go jednocześnie.
Do tej pory nie spotkała tu nikogo. Zanim przyniosła sztalugi, musiała być pewna, że miejsce to nadaje się na malowanie. Jej łóżko było przykryte setkami szkiców wyłącznie tych skał, wykonanych ołówkiem, kredką akwarelową, węglem. Piękno i samotność tego miejsca pochłonęły ją zupełnie, wiedziała, że musi je uwiecznić takim, jakim było, dzikim i niepohamowanym.
Wyczuła jego zapach zanim jeszcze stanął za nią. Niezależnie co palił, niezależnie co pił, niezależnie jak dawno malował - ona zawsze w jego obecności czuła whisky, farby olejne i mentolowe papierosy. Na chwilę zamarła z pędzlem w połowie drogi między paletą a płótnem, rozproszona setką wspomnień i złości przy ostatnim spotkaniu. Liczyła na to, że ominie ją, zignoruje, tak jak za każdym razem, kiedy musieli przebywać w swoim towarzystwie. Nie chciała wymuszonej rozmowy, wrogości w tonie głosu, dziwności kontaktów, braku przyjaźni. Lepiej było mieć nic niż to.
Wyrwana z transu jego głosem, inaczej spojrzała na swój obraz. Jak zwykle miał rację. Kiedy się wyłączała, czasem zdarzało jej się zbłądzić z początkowo obranej ścieżki i powstawało zupełnie coś innego, niż zamierzała. Ale jeśli on był obok, ostrzegał ją, zauważał to, co jej umykało.
- Faktycznie - odparła po chwili, uwalniając głos od drżenia, które mogło zdradzić natłok uczuć w niej. Zmieniła pędzel, spojrzała na paletę, szukając odpowiedniej barwy. Nie znalazła jej, po raz pierwszy od chwili, gdy zaczęła te skały malować. - Zechcesz dobrać odcień? - spytała cicho, dopiero teraz kierując wzrok na niego. Często nawzajem pomagali sobie z farbami czy ołówkami. Mimowolnie wracała do przeszłości, a przecież zamknęła ją za sobą.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Czw Lip 05, 2012 4:26 pm

Blaise nie liczył, starał się być ponad czasem, jak za starych, dobrych czasów, gdy po prostu wychodził, bez telefonu, bez zegarka, sam z rysownikiem, albo po prostu ze słuchawkami poturbowanego już iPoda spacerować po deszczowym Londynie, błądząc po szarych uliczkach kolorowanych światłami z wnętrz różnych lokali. Samemu, chociaż nie pogardził nigdy dobrym, milczącym towarzystwem. Przecież tak nienawidził sztucznej, naciąganej rozmowy, utrzymywanej bo wypada. Może dlatego zdecydował się jednak podejść do Mery? Bo nie musiał się martwić o to, że zachowa się źle, jakkolwiek ta nieodpowiednia forma byłaby ujęta.
Chociaż może irracjonalnie tęsknił? Choćby do tego, że wiedział jak się NIE zachowa, wiedział, że nie zaleje go falą gorących, gorzkich słów, pozostawiających na języku palącą cierpkość. Albo odejdzie bez słowa, albo pozostanie pozornie niewzruszona, w końcu nie wymagał od niej tego, czego sam dokonać nie potrafił, a do takich rzecz należało odcięcie się od panny Meredith. Chyba nawet zdawał sobie sprawę, że potrzebuje jej, platonicznie, choćby namiastki. Świadomości, że ona gdzieś jest, żyje i miewa się nieźle. Że maluje i że u jej chłopaka wszystko w porządku.
Chciał to wszystko wiedzieć, ale z drugiej strony bardzo mocno obawiał się, że te jego krystalicznie czysto przyjacielskie chęci zostaną zbrudzone ciemną barwą przez destrukcyjną moc wspomnień. Zjebał jednak wystarczająco, by porywać się na oficjalną próbę ratunku poszarpanej relacji z Tremaine. Dlatego zaczął po swojemu, niewymuszenie, luźną uwagą, wypowiedzianą głosem wypranym z emocji, skuteczniej niż jej odpowiedź, z mniej regularnymi i miarowymi oddechami w tle.
Czemu się nie dziwił, zaskoczył ją, samemu mając błogich kilka minut poprzedniego papierosa na choćby prowizoryczną analizę sytuacji i odrzucenie collierstwa na minut pięć.
Uniósł jeden kącik ust nieznacznie w górę, po czym powoli wsunął bordowy filtr między usta i odpaliwszy sobie podszedł z drugiej strony i wyciągnął paletę z jej dłoni, zapewne też ją przypadkiem muskając. Spojrzał na nią (paletę) i dodał trochę kobaltu, który zmieszał ze zbyt ciepłym fioletem. Odrobinę grafitu, do żółtawego beżu. Bieli do już pastelowego, ale niewystarczająco, pomarańczu. I oddał jej, położywszy na niej inny pędzel, nieznacznie grubszy, bo oceniwszy fakturę tego, co już namalowała do tej pory, uznał go za lepszy. I dopiero teraz na nią spojrzał, mocno i intensywnie, aż zaczęły piec go trochę oczy. Że po całych dziewięciu sekundach patrzenia na nią w milczeniu ponownie spojrzał na horyzont poprzecinany startymi czubkami srebrnych skał.
- Powinno być lepiej - powiedział wreszcie głosem nieco ozdobionym chrypką z przestoju, wytarł niedbale kolorowe palce w szarą bawełną koszulki i strzepnął popiół z żarzącej się końcówki papierosa. Wypuścił wolno dym, przesłaniając sobie obraz szaro-mleczną chmurą. A efektem zachwycony szerzej oczy otworzył, wygramolił aparat z torby i błyskawicznie pozmieniał parametry, wcisnąwszy dziewczynie papierosa w usta.
- Wypuść mi powoli dym przed obiektyw - mówił, kombinując już z ostrością. - Teraz - dodał, gdy był już gotowy do uchwycenia efektu.
Aż czuł łaskotanie dreszczy zadowolenia zmysłu artystycznego, na wyobrażenie zwyczajnie zajebistości hipotetycznego zdjęcia. I czekał z zapartym tchem aż Mer mu pomoże i umożliwi zrealizowanie wizji.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Sob Lip 07, 2012 11:24 am

Osoba, przy której umiało się milczeć, mogła być najlepszym przyjacielem. Cisza, którą się z kimś dzieli, potrafi wzmocnić więzy bardziej niż wspólne picie czy cokolwiek w tym stylu. Pokazuje, jak bardzo te osoby są w stanie się zgrać, zaufać sobie, dzielić się wszystkim. Milczenie jest intymne, swobodne, ma pewną niepowtarzalną aurę. W porównaniu z kretyńskim paplaniem dla samego paplania jest najdroższym skarbem, który ma niewymierną wartość. Dlatego Meredith tak ceniła swoich przyjaciół. Z każdym z nich mogła milczeć godzinami, zajmując się własnymi sprawami, ale ciesząc się ich obecnością, korzystając z ich towarzystwa.
Nie byłaby w stanie odejść. Mogła milczeć, mogła zachowywać chłód i obojętność, ale nie była w stanie odejść. Podświadomie tęskniła i przyznawała się, że nadal jej zależy na Blaisie. Na zewnątrz jednak pragnęła odcięcia się, zapomnienia - przez pewien czas myślała, czy nie pogadać z tym chłopakiem, który umiał usuwać wspomnienia. Zastanawiała się, czy to nie byłaby najlepsza droga, zapomnieć o tych wszystkich razach, kiedy spędzali noce w sypialni, kiedy rysowali się nawzajem, zapomnieć o obiadach u państwa Collierów i kolacjach w domu Meredith. Zapomnieć o ich bliskości, porąbanej sytuacji z Indianą i Dorianem, wyjść na jakąś inną drogą, łatwiejszą. Ale nie umiałaby wypowiedzieć takiej prośby, zresztą to chyba zmieniłoby jej charakter, który w dużej mierze zawdzięczała wpływowi tej trójki.
Czas, kiedy mieszał farby, zużyła na opanowanie się. Wpatrywała się w uderzające fale z uporem maniaka, ignorując włosy, tworzące dookoła jej głowy istną aureolę. Skupiała się na smaku soli na ustach, czując pewność, że jest spokojna. Że w pewnym momencie po prostu nie przytuli się do niego i nie powie tęskniłam, Blaise. Nie zadrżała, kiedy przypadkiem poczuła jego dłoń na swojej, nie przygryzła nerwowo wargi. Nie spojrzała na niego, czując jego wzrok na sobie.
- Dziękuję - spojrzała na trzymaną w dłoni paletę. Zacisnęła na niej palce, nie bardzo wiedząc co zrobić z dłońmi. Collier jak zwykle wiedział, czego jej brakuje, uzupełniali się artystycznie tak dobrze.
Dlatego nie zdziwiła się, kiedy wepchnął jej papierosa. Wiedziała, że zatrzymanie momentu jest niesamowicie ważne, tyle razy potrafił zatrzymać się jak wryty i wyciągnąć aparat, żeby zrobić jej zdjęcie, nawet jeśli byli nadzy i rozmawiali o idiotycznym amerykańskim serialu. Zazwyczaj wtedy zaczynała się śmiać i teraz też się uśmiechnęła, tego nie mogąc powstrzymać. Zaciągnęła się dymem i wypuściła go powoli, rozkoszując się delikatnym drapaniem w gardle. Odchyliła lekko głowę, spoglądając kątem oka na chłopaka.
- Tak dobrze? - spytała, w sumie bezcelowo. Widziała, jak się cieszy na to zdjęcie. Widziała, czego od niej oczekuje.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Sob Lip 07, 2012 2:34 pm

Cisza z Meredith była wyjątkowa i niemalże uzależniająca. Lubił spędzać u niej popołudnia, po prostu śpiąc sobie u niej na łóżku - zbyt miękkim, dlatego preferował spotykanie się u niego. Lubił gdy ona przychodziła do niego po zajęciach i wcinała ostrą chińszczyznę, kiedy on akurat kończył malować. Lubił patrzeć jak się uczy, samemu brzdąkając na gitarze, generalnie na równi ze skutecznym rozpraszaniem jej, bo przez cały czas ich znajomości nauczył się mapy jej ciała i jej użytkowania.
Widział jak próbuje utrzymać dystans, jak skupia spojrzenie bladych tęczówek na krajobrazie, żeby myśli odciągnąć od niego. I zapewne, jak to z facetami bywa, zakodowałby to sobie bardzo głęboko, coby sobie ego dmuchać i haczyk mieć. Jednakże on chyba nie był aż tak typowym osobnikiem płci męskiej, bo patrząc na nią i widząc jak niewygodne jest dla niej jego towarzystwo, czuł się bezsilny i z pozytywnych emocji wyprany.
Był w sumie gotów jej to powiedzieć, że tęsknił, że tęskni nadal, że chce ujrzeć jej uśmiech i że podoba mu się nawet z takim śmiesznym kształtem nosa. Zdawał sobie sprawę, że wciąż uczucia do Mer są silniejsze, niż uczucia do Indiany, co może nawet byłby w stanie poświęcić, jednak nie został jeszcze skończonym egoistą.
Układała sobie świat na nowo, z Dorianem u boku. No i solidarność jąder - dla kunpla też chciał szczęścia, chociaż ni stąd ni zowąd zaczął chodzić z jego byłą, a on sam postanowił się zacumować na dłużej przy Mer. I nawet gdyby mógł, nie chciał jej tego niszczyć. Nie chciał jej znów wjeżdżać na parcelę emocjonalności buldożerem, nie chciał być bombowcem, który zmiecie jej wszystkie filary i podstawy, pozostawiając jałową ziemię i nieodnawialne zgliszcza.

Tego właśnie będzie mu chyba brakować najbardziej, jej artystycznej roli w blejsowym życiu. Gdyby ich relację wyprać z emocji wyższych, pozostawiając jedynie sztukę i seks - zapewne wyjechałby z nią i spędził z nią resztę życia, szczęśliwie swe dni kończąc w jakieś kamienicy w Prowansji, albo w chatce na plaży w Katalonii. Życiowa partnerka idealna, nie wymagająca zobowiązań, które jednak sam chciałby mieć dla własnej ułudy związku.
Tak jak teraz, doskonale wiedziała, żeby nie wypytywać o nic w tym momencie, żadnego ojejciuBlejsikcotakiegofajnegozobaczyłeśOPOWIEDZMITERAZZARAZ. Zaciągnęła się, dym wypuściła, obłoczek przed obiektywem tworząc. Kliknięcie migawki. Zdjęcie zrobione. Duma i spełnienie, objawiające się tą charakterystyczną u niego gęsią skórką na karku.
Zadymione, łagodne linie skał, błyszczące fale, pieniące się przy zderzeniu z niemalże błękitnym kamieniem, nietypowe światło, jakby mleczne.
- Tak, idealnie - odparł i wysunął aparat w jej stronę, żeby mogła zobaczyć efekt. Który na jego oko już nawet nie wymagał kolorystycznej interwencji Painta czy innego Gimpa (bo fotoszop jest przecież fuj). I spojrzał na nią ponownie, zagryzając usta. Miał ochotę krzyknąć, żeby spojrzała na niego, chociaż dla swojego własnego dobra i utrzymania wierności wolałby, aby jednak wpatrywała się we wszystko tylko nie w niego.
I sam wzrok odwrócił, tak dla pewności, że przypadkiem nie chwyci jej za włosy i nie przyciągnie do siebie za plecy.
- Co tam u Doriana? - zapytał beznamiętnym głosem i wyciągnął sobie nowego papierosa.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Sob Lip 07, 2012 5:36 pm

Będzie jej tej ciszy brakowało, już to wiedziała. Nawet teraz, kiedy między poszczególnymi słowami były takie długie przerwy, jej to nie przeszkadzało. Cisza oznaczała pewną wspólnotę, była dobra. Nie niszczyła, nie raniła, nie była zła. Z ciszą miała dużo dobrych wspomnień, niezwiązanych z seksem, a więc takich, które mogła przywoływać. Szkicowanie śpiącego Colliera, patrzenie na niego malującego, malowanie razem - to było dobre.
Meredith się bała, dlatego tak unikała jakiegokolwiek kontaktu z nim w tej chwili. Bała się stracić do siebie szacunek, nawet przez myślenie o jego ciele i pocałunkach. Bała się, że mogłaby zapomnieć o Dorianie chociaż na moment i pozwolić chemii między nimi działać. Ona nie mogła tak łatwo wygasnąć, a w atmosferze napięcia między nimi brakowało tylko iskry. Bała się, że mogłaby znowu wejść w ten romans, odrzucając swojego chłopaka. Nie chciała tego zniszczyć, więc nie mogła ani na moment stracić kontroli nad sobą. Gdyby poukładała sobie te uczucia, gdyby wiedziała, czy kocha Ashtona, czy może jednak to tylko długie, trwałe zauroczenie, może pozwoliłaby sobie na rozważenie bycia z Blaisem, bycia z nim na stałe.
Bo to było najgorsze, oni byli dla siebie stworzeni. Idealnie pasowali do siebie w łóżku, artystycznie uzupełniali się jak dwie połówki, życie przyziemne też potrafili dotrzeć. Nawet wizualnie, obydwoje dość wysocy, lekko śniadzi, o wyniosłych minach, które często były po prostu skupieniem się na obiekcie inspiracji. Co gorsza, nawet ich rodziny, nie do końca świadome charakteru ich związku, były jak najbardziej za nimi. Matka Meredith rozpływała się nad collierstwem Blaise'a, jego wychowaniem, manierami, urodą, och i ach, pasujecie do siebie. To ją przerażało, kiedy sobie uświadamiała, że mogliby być parą idealną, gdyby nie pewien drobny defekt. Miłość. Nawet gdyby mieli być zmuszeni do ślubu bez miłości, więzy małżeńskie nie zniszczyłyby charakteru ich relacji, bo umieliby dać sobie całą swobodę, jakiej potrzebowali. A miłość by ich skrępowała.
Byłoby między nimi tak jak teraz, każde w duchu wołałoby spójrzspójrzodezwijsiępowiedzcośprzytulbądźzemną, odbierając to, co u nich cenne, milczącą aprobatę, profesjonalizm w tym, co robią dla sztuki, samotność, której obydwoje potrzebowali.
Skupiła się na wyświetlaczu. Uchwycenie prostego momentu, a jednak tak idealnego, perfekcyjnego, nie potrzebującego żadnych poprawek, było magią. Uśmiechnęła się do aparatu i oddała go Młodszemu, starając się nie dotknąć jego skóry.
- Jak zawsze, genialnie uchwycony moment - pochwaliła, tylko przez chwilę na niego spoglądając. Chciała utrzymać chłodny dystans, a niepatrzenie na niego było najlepszą do tego drogą. Jednak jego pytanie sprawiło, że cała odwróciła się do niego i ze zdziwieniem w niego wpatrzyła.
- W sumie w porządku, poza problemami z Pumami po pobiciu twojego brata - odpowiedziała po chwili. - Dorianowi też się trochę dostało, ale twierdzi, że to nic groźnego. - Była szczerze zdumiona, że po ostatniej rozmowie, gdzie osoba Doriana została wyciągnięta w taki sposób, Blaise powraca do jego tematu. Niemniej jednak, mówiła spokojne, z wrodzonym opanowaniem.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Sob Lip 07, 2012 10:42 pm

Matki Blaise'a to więcej w domu nie było jak była, więc całkiem możliwe iż podczas wizyt Mer u Collierów widziała ją przelotem z dwa razy. A ojciec podzielał z Młodszym ulubioną cechę - cenienie sobie prywatności, dlatego nie wpychał nosa między drzwi ilekroć ktoś go odwiedzał. Poza tym przyzwyczajony już był do tego, iż jego synowie przyprowadzają dziewczyny (i przy tym pozostańmy), z racji doświadczenia nabranego przy rok starszym pierworodnym.
Dlatego Blaise winszował Mer, że udało jej się zyskać niejaką sympatię ze strony Najstarszego, gdyż o ile już zdarzały się konfrontacje, to na jego zwykle surowej, poprzedzielanej już płytkimi zmarszczkami twarzy pojawiał się cień sympatii. Co go (Blejsa) cieszyło, gdyż musiał z Aidenem się sporo napracować, by choćby podobną namiastkę uzyskać w przypadku Prudence, której z jakiś powodów polubić nie chciał.
Zerknął teraz na nią i wiedział, że nie może jej kochać. Co więcej - szczerze, z perspektywy czasu (krótkiego, ale wciąż), wątpił czy kiedykolwiek tak było. Poza tym, to byłoby co najmniej chore, kochać dziewczynę swojego kumpla, jednocześnie samemu będą z byłą wcześniej wspomnianego, przyjaciółką tej swojej byłej i... za dużo dramy! Dlatego Młodszy trzymał się z daleka od tych elitarnych środowisk, rad i wesół iż to na aidenowych barkach fortunnie wszystko się gromadziło, a rolą Blaise'a było tylko czasem pomóc, samemu zaplątanym nie będąc. Co się skutecznie udawało, aż do teraz. Dobrze, że miał usposobienie dość łagodne, jelonkowe i tak dalej, bo gdyby miał zacząć żywić urazę czy inne pierdoły, już dawno by go na tym świecie nie było.
- Dziękuję - odparł uśmiechnięty oczywistym komplementem. Niewiele było osób, z których zdaniem liczył się jeśli chodziło o jego całą twórczość, a Mer szczęśliwie bądź nie do tej wąskiej elity należała. Tego wyprzeć się nie mógł, wałkowane to było już miliony razy w jego głowie - artystyczna bratnia dusza, bezpowrotnie utracona w swojej najczystszej postaci, platynowy bagnet wepchnięty między żebra, przekręcający się boleśnie z każdą wizją tworzenia zupełnie samemu.
Zerknął na nią zdziwiony, dlaczego temat Doriana ją... rozdrażnił? Przełknął zazdrość, która nawet nie była skupiona na samym Ashtonie, a odczułby ją tak samo, bez względu na to kim by ów osobnik nie był. Bo wśród wszystkich okropieństw jakie zawahały ostatnio przymierzem braci Collier, był bardziej niż pewny, iż Ajda nie posunąłby się do czegoś tak raniącego, tym samym samemu decydując się na utratę brata foreva ęnd eva.
- Oj, znając Doriana to nic mu nie jest. Z tego co pamiętam, to potrzeba o wiele więcej żeby go ruszyć, poza tym jest cholernym fuksiarzem. Zawsze umyka takim problemom - zaczął luźno, przysiadł na brzegu skały, zadowolony z faktu iż mógł sobie jak mały chłopiec majtać nogami odzianymi w ulubione, granatowe vansy, dobrze ponad pół metra nad wzburzonym lustrem wody.
- A Ty jak się czujesz? - zapytał już mniej radośnie, wyraźnie złamanym głosem, świadom wieloznaczności pytania.
Nigdy jej nie ograniczał, nienawidził być ograniczany, dlatego chciał jej dać pole manewru odpowiedzi. W końcu sama najlepiej zadecyduje, co chce mu powiedzieć, a co woli zostawić dla siebie.
Tak, jak zawsze, debilu, nie myśl już tak o niej, to MINĘŁO.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Pon Lip 09, 2012 1:46 pm

Pamiętała swoje przerażenie, kiedy pierwszy raz spotkała się z Najstarszym. Na szczęście nie była to jakaś wyjątkowo głupia sytuacja w stylu niezapowiedzianej wizyty ojca w pokoju w trakcie nagiej sesji szkicowania, przyjechała wtedy do Kensington, bo Blaise obiecał jej malowanie w plenerze gdzieś niedaleko. Została wprowadzona do salonu i poproszona o chwilę cierpliwości, bo pan Blaise jeszcze nie zszedł na dół. Dość zdenerwowana oglądała kolekcję obrazów, kiedy wszedł Najstarszy. Zaczęli rozmowę o sztuce, spytał się o jej zdanie na temat wiszącego nad kominkiem obrazu Moneta. Meredith poczuła się wtedy uratowana i dobre pięć minut rozprawiali o impresjonizmie, do chwili, kiedy wszedł Blaise. William wyszedł wtedy, a dopiero po paru sekundach Tremaine zorientowała się, że naprawdę rozmawiała z Collierem Seniorem i że wcale nie było tak stresująco, jak tego się obawiała.
Nie chciała myśleć o tych zawiłościach. Była zakochana w swoim najlepszym przyjacielu, będącym chłopakiem/eks chłopakiem swojej najlepszej przyjaciółki, a jednocześnie długi czas spotykała się z kumplem swojego obiektu uczuć, który jak się okazało związany był z ową najlepszą przyjaciółką. Brzmi fatalnie, zresztą wszystko i tak miało się zmienić. Nie było sensu zastanawiać się dlaczego, co i jak.
Skinęła powoli głową. Będzie jej tego brakowało, krytycznego spojrzenia na dzieło, rad, pochwał, dzielenia się tym. Mogła usłyszeć setki zachwytów nad szkicem, ale żaden jej tak nie cieszył, jak milczące uznanie Młodszego. Wiedziała, że jest świetna, ale opinia kogoś równie dobrego, jeśli nie lepszego, znaczyła dla niej najwięcej.
- Nie, nie martwię się o to, bardziej o jego stan zdrowia, dostać kilkunastoma bejsbolami to nie byle co. Aiden ci nic nie mówił? Z nim podobno było gorzej - odparła, zastanawiając się, czy Blaise nic nie wiedział o tym małym wypadku. To wyglądało tak, jakby zupełnie się nie martwił o Starszego, jakby ich więź też była zachwiana. Szkoda by było - jakkolwiek Collier Starszy był solą w jej oku, wiedziała, że bracia są silnie ze sobą związani, a mimo wszystko nadal troszczyła się o Blaise'a.
- Ja? Cóż - wróciła do obrazu, milknąc na chwilę. Ujęła paletę w dłoń i zaczęła malować. Myślała, co odpowiedzieć, co będzie właściwe. Skupienie się na warstwach farby pomagało zebrać myśli, nie pozwalało na palnięcie czegoś idiotycznie głupiego. - W sumie nijak, wróciłabym już do Londynu, ale z drugiej strony nadal jestem zachwycona tym miejscem, jego pięknem.
Załamanie w głosie? Dopiero po chwili zorientowała się, że jego ton był zupełnie różny od chociażby pytania o Doriana. Spojrzała na niego pytająco, nie wiedząc, co się z nim stało.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Pon Lip 09, 2012 3:20 pm

To nie tak, że Blaise się o Aidena nie troszczył. Wyśmiałby kogoś, kto takie teorie by mu insynuował. Pomagał mu jak umiał, najczęściej jednak cichaczem, że nawet sam Starszy o tym nie wiedział. Aż chce się przytoczyć miliony cytatów o aniołach podnoszących nas gdy opadają nam skrzydła, lecz po co? Owszem, nadszarpnięcie tej więzi bolało, wciąż i ciągle tak samo, ćmiąco przypominając o sobie, ilekroć udało mu się zająć głowę czymś innym.
- Pewnie, że mówił. Złamane żebro, rozwalona warga. Wiesz, generalnie zna mnie na tyle, żeby wiedzieć jak mi przekazywać takie wiadomości. Jak najmniej opisu, żebym nie zadręczał się wizjami, jak umierający czeka aż wrócę, żeby się pożegnać - uśmiechnął się. Oczywiście hiperbolizował, ale akurat prawdą było, że niektóre rzeczy trzeba było mu przekazywać umiejętnie. Jednak jako artystyczny umysł lepiej niż przeciętny wyobrażał sobie (i umiał potem to całkiem zgrabnie i wiarygodnie zobrazować!) dyktowany mu opis, z wrodzoną ludzką skłonnością do wyolbrzymień. Dlatego rad był, że Aiden mu oszczędził przesadnych elaboratów na temat obrażeń swojego ciała, bo zadanie wykonane - Blaise poinformowany był, a i tak niedługo wracają, więc pewnie resztki po tym dziwnym zdarzeniu i tak zdąży zobaczyć.

Oby zdążył, bo ścisnęła go w dołku jej reakcja na pytanie, które przecież mogła potraktować tylko jako dość naturalną przedłużkę rozmowy z dobrym znajomym. Pewnie, chciałby usłyszeć to, co naprawdę się w niej kotłuje, ale nie ograniczał jej, nie stawiał sztucznych murów bez bram. Wolna ręka, którą posiadał i on, dlatego wstał i spojrzał na obraz, który powoli nabierał chłodniejszych - lepszych barw farb, które sam zmieszał.
- Zgodzę się, ze wszystkim w sumie - odparł, wręcz zmęczony natłokiem dziwacznych myśli pod rozczochraną wiatrem czupryną. Ostatnie dni upłynęły mu na tyle beztrosko, że to było zwyczajnie za dużo. Nie miał już nawet siły udawać, że się tym nie przejmuje, nie miał też siły mówić tego na głos. Widziała to, na pewno, zresztą, czy on właśnie nie stwierdził w duchu, że już o to nie dba? - Chyba już pójdę. Dzięki za pomoc przy zdjęciu - wstał i zarzucił sobie torbę na ramię, patrząc jej prosto w oczy, mając nadzieję, że nie popełnia tym samym błędu.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Wto Lip 10, 2012 2:43 pm

Nie, nie wątpiła w to, że Blaise się nie martwi o brata, to było zbyt irracjonalne. W całej swej urazie do Aidena i chęci znalezienia w nim jak najwięcej wad, musiała przyznawać mu jedno, Starszy dla Młodszego specjalna dedykacja dla lubiących stopniowanie :* bratem zawsze był dobrym, kochali się szczerze, świadkiem tego nie raz była.
- Ja i tak mimo wszystko bym się zadręczała. Przy zminimalizowanym opisie u mnie dochodzi do głosu wyobraźnia - Przy sprzyjających okolicznościach po usłyszeniu 'złamane żebro' natychmiast oczami wyobraźni zobaczyłaby Aidena czy kogokolwiek innego na łożu śmierci, bladego i zmizerowanego, całego w bandażach, z płonącymi oczami i rozgorączkowanym czołem. Dlatego długi czas męczyła Doriana na skypie, żądając wyliczenia wszystkich siniaków i rozcięć, upewniając się, że tak naprawdę mu nic nie jest - a i tak zamierzała to sprawdzić po powrocie.
Chciała wszystko mu powiedzieć, naprawdę chciała. Chciała powiedzieć, że tęskni za nim, za Indianą, która się do niej nie odzywa, że wie, że będzie jej brakowało ich wspólnych chwil i że chciałaby cofnąć czas, nie opowiadać przy Indii o pin-up party, bo wtedy może ona by się nie dowiedziała i skończyliby to jak cywilizowani ludzie, pozostając w artystycznej przyjaźni. Konsekwencje byłyby jednak zbyt ciężkie do udźwignięcia, a Blaise mógł poczuć się jej słowami zobowiązany.
- Nie ma za co, to zawsze dla mnie przyjemność - odpowiedziała uprzejmie, ale zdawkowo, uciekając od natarczywego spojrzenia Colliera. Bolało ją to, że chcąc zachować się tak jak powinna, ucinając wszelkie nadzieje na powrót do przyjaźni, co tylko skomplikowałoby wszystko jeszcze bardziej, raniła siebie i jego. Słyszała zmęczony, niewesoły głos, widziała złamane spojrzenie, czuła je na sobie. Ale milczała, skupiając się na obrazie. Pozwalała mu odejść, podtrzymując decyzję jeszcze w Londynie podjętą.
A jednak nie. Obróciła się, wpatrując się w plecy Blaise'a, czując kilka łez spływających po policzkach. Otarła je gwałtownie, zaciskając mocno wargi. Nie poddawaj się, nie wołaj go, idiotko, nie możesz tego zrobić!
- Blaise? - zawołała cicho, ignorując stanowczy głosik w głowie. Czekała, aż on się obróci, mając nadzieję, że tego nie zrobi, że będzie jednak od niej silniejszy.
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Blaise Sro Lip 11, 2012 1:34 pm

Nie wiedział, czy jest gotowy to wszystko zakończyć. Czuł się trochę jakby skończył czytać świetną książkę i po zamknięciu jej i zaciśnięciu dłoni na okładce oddwał się goryczy, że historia nie ciągnie się dalej, a autor postanowił czytelnika zostawić z niedosytem i wszechogarniającym chcę-więcej. Bo wykorzystując nabyte umiejętności pisarskie wiedział jak opowieść zakończyć, żeby wrażenie zrobić i dać powód do pomyślunków, jak historia się w sumie skończyła i cieszyć się na ewentualne maile z wizjami i propozycjami, poszerzające horyzonty myślenia o kolejne scenariusze. Może nawet na kolejną powieść?
Blaise nie chciał teraz myśleć o tym, że może kiedyś ich relacja się ustabilizuje i będą mogli się chociaż namiastką zmodyfikowanej i podanej w odpowiedniej formie przeszłości uraczyć, powstałą przez te dramy pustkę wypełniając. Zbyt bolała go wizja przepaści czasu, jaki musiałby wytrzymać, a nie zniósłby czekania na jeszcze jedną osobę, tak dla niego ważną i na swój sposób ukochaną.
Uśmiechnął się do niej uprzejmie i odwrócił się gwałtownie, wiedząc, że każda sekunda zawahania będzie zabójcza i tragiczna w skutkach. Dlatego powziął głęboki oddech i zszedł ze skałki, bardzo wolnym krokiem idąc przed siebie. Zdążył przez ten cały czas całej retrospekcji dokonać, wszystkie wspomnienia wróciły, zalewając go od środka jak stopiony, rozżarzony do białości metal, gęsto upychając każdy obraz w formie jego ciała. Tworząc piękny odlew, exegi monumentum ich znajomości, idealny w swojej artystycznej i emocjonalnej naturze, napełniający Blaise'a weną. Zapragnął teraz stworzyć obrazy, symboliczne, którymi mógłby się dobić w gorszy dzień, żeby potem skuteczniej od dna odskoczyć (jeszcze nie wie, że przyda mu się to - nie lubię rozstrzału czasoprzestrzeniowego w wątkach :C), przekonany, że gdzieś już go dotyka palcami obciągniętej stopy.
Jednak coś go jeszcze pociągnęło w górę. Sześć liter, które dźwięcznie wypłynęło z jej gardła, które usłyszał wyraźniej niż cokolwiek innego, kiedykolwiek. Zdążył zrobić może cztery kroki, nie więcej. Jednocześnie za dużo i za mało. Za dużo by wrócić, ale za mało, by jednak odejść.
Nie wiedział kiedy znów znajdował się przed nią, przyciągając ją do siebie za kark i plecy, ostatni raz kosztując jej ust. Truskawkowych - jak zawsze. Ostatni raz pozwolił sobie zatracić się w jej perfumach, przemieszanych z ostrą wonią farby. Bezczelnie wręcz pozwolił sobie wraz z tym pocałunkiem zabrać część niej, by przypadkiem nie zapomnieć o niczym, by móc to bezboleśnie pielęgnować, żeby nie stracić spod stóp gruntu, którego niebezpiecznie stanowiła sporą część.
Po kilkunastu [?] sekundach odsunął się i nie patrząc jej już w oczy odszedł, zostawiając ją, zapewne, w rozsypce. Z rozłożonymi ramionami, niepewnie trzymającą paletę, może już nawet wyślizgiwała jej się z palców, z rozwianymi włosami i zaszklonym spojrzeniem.
I właśnie taką ją namaluje, jak tylko wróci do Rezydencji.

zt.
Blaise
Blaise
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Mer Sro Lip 11, 2012 4:13 pm

Nie wiedziała, jak sobie z zakończeniem poradzić. Jeśli ich związek był książką, to ona tkwiła na ostatniej stronie, czytając ją od początku znów i znów, nie mogąc przestać, broniąc się przed zrozumieniem ostatniego zdania, mimo iż było wyryte w jej głowie na pamięć. Tak naprawdę skończyła ją już jakiś czas temu, ale nadal jej nie zamykała, licząc, że może gdzieś skleiły się jakieś kartki, może to błąd w druku, bo na pewno nie dobre zakończenie. Wiedziała, że zatrzaskując okładki, będzie musiała oddać książkę, nigdy więcej do niej nie wracając. W głębi miała nadzieję, że to może tylko początek serii, że za jakiś czas wygoogla, że autor pisze sequel, z nieco zmienioną koncepcją głównych bohaterów, ale mający happy end.
Teraz jednak drżała na ostatniej stronie, widząc ile przed nią do końca. Każdy krok Blaise'a był kolejnym zdaniem, kolejnym pociągnięciem pędzla na płótnie, zbliżającym wszystko do końca. Uczyła się tych zdań na pamięć, zamykając wszystko głęboko w sobie jako pokłady szczęścia, które kiedyś miała. Stała i patrzyła na plecy Colliera, zapisując je sobie w pamięci, by potem odtworzyć je na kredowym papierze, nierównymi, cienistymi grafitowymi kreskami.
Ostatnim zdaniem było jedno słowo i krótki opis. Urzeczywistniła je, oddając się pocałunkowi z Blaisem w całości. Wiedziała, że to będzie tylko bardziej boleć, ale to było właściwe zakończenie historii.
Odszedł, a ona zatrzasnęła książkę. Płakała, rozżalona zakończeniem, ale jednak wiedziała, że przed nią jeszcze co najmniej jeden tom. To była jednak niekończąca się historia, która miała przetrwać zawsze. Płakała, rozcierając sobie farby na twarzy, przez łzy słabo widząc płótno. Skończyła je - i skończyła z Norwegią.

zt
Mer
Mer
~ * ~


Powrót do góry Go down

Skałki Empty Re: Skałki

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach