Pepe Ravez - Diego Luna
2 posters
:: Organizacja :: Karty Postaci :: Mężczyźni
Strona 1 z 1
Pepe Ravez - Diego Luna
Imię i nazwisko: Giuseppe Carlos Ravez, czyli Pepe
Wiek: 24 lata
Data urodzenia: 27 września
Wygląd: No taki kubański. Czasem się nie goli.
Poziom zaawansowania: zaawansowany
Wiek: 24 lata
Data urodzenia: 27 września
Wygląd: No taki kubański. Czasem się nie goli.
Charakter: Leniwy, bezczelny, szczery, energooszczędny, optymista, ambitny, bałaganiarz, pokojowy, bystry, spostrzegawczy, inteligentny, błyskotliwy, ciekawski, zabawny, humorzasty, dumny, gadatliwy, ekscentryczny, komunikatywny, kreatywny, krytyczny, nierozsądny, lekkomyślny, lojalny, wierny, niefrasobliwy, opanowany, odważny, mężny, uczuciowy, kochliwy, niezależny, nieodpowiedzialny, nieoszczędny, pracowity, towarzyski, otwarty, pewny siebie, pogodny, pomocny, nieporządny, praktyczny, nieprzewidywalny, niepunktualny, roztrzepany, roztargniony, niesentymentalny, śmiały, żądny przygód, spontaniczny, sprytny, sympatyczny, szalony, twórczy, uczciwy, uparty, uroczy, wyluzowany, zapominalski, nieogarnięty, zdolny, czujny, nieustraszony, bohaterski, wielkoduszny, wspaniałomyślny, wytrzymały, pojętny, swobodny, dzielny.
Z przymrużeniem oka. Niektóre.
Talent: zmienia się w korkordyla
Historia: Dawno, dawno temu...
Była sobie taka rodzinka, bardzo nietypowa, delikatnie mówiąc. Bo różnie określać można, jak głowa rodziny, dziadek, jest żółwiem, babcia jest jakąś wiewiórą, ojciec legwanem, ciotka myszą, wujek aligatorem, o kuzynkach nie wspominając, bo one to już całkowita patologia. Od strony matki nie lepiej - babcia czarna wdowa, dziadek kondor, no a sama matka tukan. Bądź tu człowieku normalny. I nie myślcie sobie, tylko połowa z nich odwiedziła kiedykolwiek Rezydencję. Znaczy, nie żeby im nie proponowano. Ale Kuba to miejsce, gdzie trudno dotrzeć, i zanim wysłannik doczłapał się do babci, to miała już męża i małe dziecko, więc nie uśmiechała jej się wyprawa na drugi kraniec świata. Parę razy niby jeździli na takie krótkie szkolenia, ale to się nie liczy, bo to dawno i nieprawda. Chyba trzy osoby ze starszych pokoleń były tam tak na stałe. Z obecnego już więcej, bo Pepe, jego młodsza siostra Peppa i pewna ilość kuzynostwa.
Z Pepem to było tak - jak się urodził, to chociaż nie miał bliźniaczki, co jest u Ravezów typowe, to dostał imię, żeby jakby co można było go jakoś połączyć z rodzeństwem. No i pięć lat później pojawiła się Giuseppa, czyli Peppa i wszystko było dobrze, bo chociaż mieli parę lat różnicy, to dogadywali się lepiej niż by to było normalnie. Pepe niestety zboczył z jasnych ścieżek prawa i w wieku piętnastu lat wylądował w takim niby-poprawczaku po zupełnie innej stronie kraju, gdzie poznał pewną bardzo miłą dziewczynę, która nie radziła sobie z przeprowadzką z Ameryki. No więc się skumplowali, a potem uciekli. Związki u szesnastolatków to nic złego, i tak nikt tam się nie martwił o śluby, więc żyli sobie pod jednym dachem. Ojcem, a przynajmniej tak mu się wydawało, został rok później. Ciężko harował, żeby utrzymać rodzinę, chciał żeby synek miał jak najlepsze warunki do rozwoju. Wychodził wcześnie, wracał późno. A, dar odkrył jeszcze przed poprawczakiem, ale rodzice nie zgodzili się na jego wyjazd do Rezydencji. Bo co, wyjedzie, a potem wróci z zupełnie innego świata i jak sobie poradzi? A może jeszcze nie wróci, tylko tam zostanie? O nie.
Wszystko było pięknie ładnie. I pewnie żyłby sobie tak długo długo, pewnie do setki, bo tyle dożywają przeciętnie korkodyle (jak był mały do mówił tylko tak, i nie ma zamiaru się poprawiać), ale raz wrócił wcześniej niż zwykle, bo cośtam cośtam trele morele. No i co zastał, jak wrócił? Swoją kobietę. Z kimś innym niż on, Giuseppe Carlos Ravez. No i wyjaśniło się, czemu synek miał całe siedem lat, a jeszcze nawet nie miał jakichkolwiek cech zwierzęcia. No bo nie mogło być tak, żeby nie miał talentu. To nie wchodzi w grę. Zresztą, wszyscy mówili, że jest jakiś tak mało do niego podobny. Do tego debila co gapił się głupio, obejmując KOBIETĘ PEPA, to on podobny był rzeczywiście. No i miał teraz nasz bohater do wyboru - zabić drania, kobietę, a dzieciaka komuś podrzucić, albo olać. No to olał. Bo z zabijaniem byłoby za dużo zachodu. Jak stał tak wyszedł. Potem przypomniał sobie jak to to z tą Rezydencją, bo nie że zapomniał o takiej możliwości.
No więc tam pojechał. I musieli go wpuścić, bo zaczął płakać.
Jak to korkordyl.
No.
Grupa: polimorfiZ przymrużeniem oka. Niektóre.
Talent: zmienia się w korkordyla
Historia: Dawno, dawno temu...
Była sobie taka rodzinka, bardzo nietypowa, delikatnie mówiąc. Bo różnie określać można, jak głowa rodziny, dziadek, jest żółwiem, babcia jest jakąś wiewiórą, ojciec legwanem, ciotka myszą, wujek aligatorem, o kuzynkach nie wspominając, bo one to już całkowita patologia. Od strony matki nie lepiej - babcia czarna wdowa, dziadek kondor, no a sama matka tukan. Bądź tu człowieku normalny. I nie myślcie sobie, tylko połowa z nich odwiedziła kiedykolwiek Rezydencję. Znaczy, nie żeby im nie proponowano. Ale Kuba to miejsce, gdzie trudno dotrzeć, i zanim wysłannik doczłapał się do babci, to miała już męża i małe dziecko, więc nie uśmiechała jej się wyprawa na drugi kraniec świata. Parę razy niby jeździli na takie krótkie szkolenia, ale to się nie liczy, bo to dawno i nieprawda. Chyba trzy osoby ze starszych pokoleń były tam tak na stałe. Z obecnego już więcej, bo Pepe, jego młodsza siostra Peppa i pewna ilość kuzynostwa.
Z Pepem to było tak - jak się urodził, to chociaż nie miał bliźniaczki, co jest u Ravezów typowe, to dostał imię, żeby jakby co można było go jakoś połączyć z rodzeństwem. No i pięć lat później pojawiła się Giuseppa, czyli Peppa i wszystko było dobrze, bo chociaż mieli parę lat różnicy, to dogadywali się lepiej niż by to było normalnie. Pepe niestety zboczył z jasnych ścieżek prawa i w wieku piętnastu lat wylądował w takim niby-poprawczaku po zupełnie innej stronie kraju, gdzie poznał pewną bardzo miłą dziewczynę, która nie radziła sobie z przeprowadzką z Ameryki. No więc się skumplowali, a potem uciekli. Związki u szesnastolatków to nic złego, i tak nikt tam się nie martwił o śluby, więc żyli sobie pod jednym dachem. Ojcem, a przynajmniej tak mu się wydawało, został rok później. Ciężko harował, żeby utrzymać rodzinę, chciał żeby synek miał jak najlepsze warunki do rozwoju. Wychodził wcześnie, wracał późno. A, dar odkrył jeszcze przed poprawczakiem, ale rodzice nie zgodzili się na jego wyjazd do Rezydencji. Bo co, wyjedzie, a potem wróci z zupełnie innego świata i jak sobie poradzi? A może jeszcze nie wróci, tylko tam zostanie? O nie.
Wszystko było pięknie ładnie. I pewnie żyłby sobie tak długo długo, pewnie do setki, bo tyle dożywają przeciętnie korkodyle (jak był mały do mówił tylko tak, i nie ma zamiaru się poprawiać), ale raz wrócił wcześniej niż zwykle, bo cośtam cośtam trele morele. No i co zastał, jak wrócił? Swoją kobietę. Z kimś innym niż on, Giuseppe Carlos Ravez. No i wyjaśniło się, czemu synek miał całe siedem lat, a jeszcze nawet nie miał jakichkolwiek cech zwierzęcia. No bo nie mogło być tak, żeby nie miał talentu. To nie wchodzi w grę. Zresztą, wszyscy mówili, że jest jakiś tak mało do niego podobny. Do tego debila co gapił się głupio, obejmując KOBIETĘ PEPA, to on podobny był rzeczywiście. No i miał teraz nasz bohater do wyboru - zabić drania, kobietę, a dzieciaka komuś podrzucić, albo olać. No to olał. Bo z zabijaniem byłoby za dużo zachodu. Jak stał tak wyszedł. Potem przypomniał sobie jak to to z tą Rezydencją, bo nie że zapomniał o takiej możliwości.
No więc tam pojechał. I musieli go wpuścić, bo zaczął płakać.
Jak to korkordyl.
No.
Poziom zaawansowania: zaawansowany
Pepe- ~ * ~
Similar topics
» Diego Luna
» Pepe
» Javier Diego Humberto uff czyli Haber
» Javier Diego Humberto Vigarny Torres – Jon Kortajarena
» Pepe
» Javier Diego Humberto uff czyli Haber
» Javier Diego Humberto Vigarny Torres – Jon Kortajarena
:: Organizacja :: Karty Postaci :: Mężczyźni
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|