Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Kawiarnia panśtwa Collins

3 posters

 :: Tromsø :: Centrum :: Gastronomia

Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Constance Nie Gru 25, 2011 7:07 pm

    Kawiarnia słynna na całe misteczko z pysznych wyrobów czekoladowych. Owiana legendą o pewnym marynarzu, który na wieczór przed wypłynięciem zaprosił tu miłość swego życia. Gdy wypłynął, obiecał powrócić po swe serce, które jej zostawił tamtego wieczoru. Lecz kobieta czekała latami, wkrótce pokochała sprzedawcę i już na zawsze została w czekoladziarni. Robi najlepszy ciepły napój, a jej ręka udekorowała małe każdy zakątek w magiczny i bajkowy sposób, tak by wszyscy czuli się tu, jakby byli w raju.
    Jest to mekka do której spędzają zakochane pary. Goście mogą tu spróbować czekolady przyrządzanej na każdą okazję, porozmawiać z właścicielami, ale niech ich Bóg broni przed pytaniem o legendę, która ich tu przywiodła! To tabu w tych stronach.
Constance
Constance
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Constance Nie Gru 25, 2011 7:22 pm

Gwiazdka była zimna. O wiele zimniejsza niż ta na Madagaskarze czy w Kairze. Dlatego oboje śpieszliśmy do wnętrza jakiegokolwiek miejsca. Taksówka podwiozła nas na rynek, ale nie mogliśmy wytrzymać długo na zewnątrz. Weszliśmy do uroczej kawiarni mieszczącej się rzut beretem od głównego ryneczku. Światło było przygaszone, na stolikach paliły się świeczki. Gospodyni przywitała nas ciepło i z szerokim uśmiechem, zapoznała się z nami, po czym zaprowadziła nas do sali pełnej bezów. Zaraz po narcyzach były to moje ulubione kwiaty. Pachniały tak słodko i delikatnie.. Usiedliśmy obok siebie na małej kanapie i zamówiliśmy co tam nam się spodobało. Ja chciałam fondue, a Merkury pewnie jakąś czekoladę do picia z czymś mocniejszym. Ogólnie rzecz biorąc miejsce mnie tak urzekło, że na samym początku tylko siedziałam i rozglądałam się wszędzie. To był chyba najpiękniejszy dzień w moim życiu. Tak najwyraźniej powinnam zapamiętać zaręczyny.
-Tu jest tak niebiańsko! Chciałabym kiedyś mieć taką kawiarnię niedaleko domu. - rozmarzyłam się, ale przestałam szybciutko -Myślę jednak, że na Madagaskarze nie byłoby możliwe, by zachwycać się miejscem w którym jest ciepło. - zaśmiałam się i tak spojrzałam na niego przeciągle. On był mi zawsze przyjacielem, teraz dorósł, lecz dalej pamiętam go jako przyjaciela. Więc nic dziwnego, że chociaż był cholernie przytojny, miałam zawsze takie śmieszne myśli zanim go całowałam. To mi przejdzie z czasem, muszę się przyzwyczaić. Bo chociaż mówię: zawsze, to nie mam na myśli wieczności. Ja się z nim całowałam może z trzy razy, z czego dwa były dziś.
-Od tamtego dnia, kiedy mi to powiedziałeś, wciąż nie umiem się przestawić. Jeżeli tak myślałeś od zawsze, to dlaczego kazałeś mi czekać? Czy ty wiesz..?- jakie to było trudne. Jakie teraz to jest trudne. Westchnęłam, bo przynieśli fondue z owocami. Uśmiechnęłam się.
Constance
Constance
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Merkury Wto Gru 27, 2011 6:20 pm

Zaciągnęła mnie do jakiejś kawiarenki, w sumie nie zwracałem uwagi dokąd mnie prowadzi. Zaprowadziłaby mnie do piekła, a ja poszedłbym za nią, bez względu na to, czy chciałaby czy też nie. Skazała się na moją wieczną obecność i opiekuńczość. Po tym co się stało z Iann nie mogłem tak po prostu pozwalać jej narażać się na jakieś samozwańcze wybuchy talentów, na jakieś czające się w zakamarkach krwiożercze bakterie mogące zaraz doprowadzić do czego znowu? zmiany w kosmitkę? Już chyba nic co przebiłoby podróż w inny wymiar nie mogłaby wymyślić na wredna siła, która... Chyba że nie. Chyba, że siła wcale nie była wredna, tylko chciała dać mi jedną szansę. Szansę na poukładanie życia z tą właściwą osobą, zanim będzie za późno. Może źle ją oceniałem. Przepraszam wielka siło, która przeniosła Iann do innego wymiaru, że myślałem że jesteś niefajna i głupia. Myliłem się. Nie obrażaj się, okej?
- Chyba, że ktoś zbudowałby większy budynek ze śniegiem, a w nim małą kawiarenkę w czekoladą. To byłby fenomen na skalę całego Madagaskaru, skoro większość mieszkańców nigdy nie widziała śniegu. Nawet sztucznego. - zauważyłem. Wycieczki do magicznej śnieżnej krainy? Brzmi nieźle. Z całej wyspy albo i świata zjeżdżaliby się ludzie, by stanąć po kolana w śniegu, a po drugiej stronie mieć tropiki. Albo pić gorącą czekoladę wewnątrz dżungli.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to się uda. Myśl, że zniszczyłbym przyjaźń z powodu urojeń miłości, przecież gdybym próbował, a ty byś nic nie czuła, straciłbym cię na zawsze. Wolałem żyć gdzieś niedaleko ciebie, móc się widywać niż zaryzykować. - wyjaśniłem, a potem wbiłem skonsternowany wzrok w blat stolika. Sięgnąłem po łyżeczkę, nie mogłem pić tak gorącej czekolady, ale wyjadać piankę owszem.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Constance Wto Gru 27, 2011 7:45 pm

Zaśmiałam się. O, dom w którym pada śnieg? To by było super. Szczególnie, kiedy można by wychodzić stamtąd prosto w ciepłe wody Oceanu Indyjskiego!
-Przebilibyśmy Kilimandżaro z tymi ich zmrożonymi czubkami! Poznałam ostatnio Aarona, on robi takie śmieszne rzeczy! Właśnie miał zrobić to w ogrodzie, jakieś cuda ze śniegiem, specjalnie na bal. Miałam tam iść, żeby to zobaczyć...- przestałam mówić, bo gdybym powiedziała, że chce iść na bal, poszlibyśmy na bal. A nie chciałam tam iść z Merkurym. Nie żebym się go bała pokazywać na balu, przecież byłam z nim już kilka razy na balach. I nie dlatego, że nie chcę żeby nas widzieli, bo ja nawet nie wiem kto to są ci ONI. Po prostu chciałam z nim porozmawiać, tu teraz bez świadków wytykających nas palcami. Mnie, że jestem łatwa, jego że nie zachował wstrzemięźliwości od kobiet po owdowieniu.
- Naprawdę myślisz, że nie rozmawiałbym z tobą, bo się zakochałeś? Przecież to nie miałoby sensu. Co to za osobę kochasz, jeżeli ona tak reaguje na wyznanie?- zadałam retorycznie i pogłaskałam go gdzieś po szyji, bo tu miałam najbliżej, kiedy tak siedieliśmy. Sięgnęłam po patyczek, nadziałam truskawkę na niego i zanurzyłam w czekoladzie. Rozmowa rozmową, czekolada mi tu pachnie.
- Zresztą, nieważne. To też był powód dlaczego wyjechałeś jesienią?
Constance
Constance
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Merkury Wto Gru 27, 2011 8:28 pm

Wzruszyłem ramionami. Miała swoją logikę, ale ja znałem takie przypadki. Znałem osoby, które zakochiwały się w swoich przyjaciołach i były wtedy dwa wyjścia: albo stawali się parą, albo przyjaźń się rozpadała. Nie byłem zbytnio przekonany, czy bylibyśmy wyjątkiem, czy Constance (o ile nie odwzajemniałaby żadnych cieplejszych uczuć) czułaby się tak samo jak wcześniej podczas rozmowy ze mną, wiedząc, że jest dla mnie kimś więcej. Tak tak, szczerze wątpię.
- Było mi głupio po tej całej hecy z wiesz, dzieckiem. Co ci wmawiałem. Ale naprawdę, ja sam... - no, sam zwariowałem i mi odbiło. Czy jakoś tak. No czy można mieć do mnie pretensje, że się tak zachowywałem? Dobrze, że nie skoczyłem z mostu, nie? Co ja gadam. Głupoty gadam.
- Chcesz iść potem na bal? - spytałem mimo wszystko, nie zauważając jej wcześniejszego wahania. A raczej zauważyłem i właśnie dlatego spytałem. Nie odczuwałem żadnego problemu z faktem, że Narcyzek znów pojawił się w moim życiu akurat po stracie Iann. To nie ja o niej zapomniałem i nie ja zaraz po tym wszystkim przygruchałem sobie Indianina, a tym bardziej nie takiego, z którym miziałem się wcześniej. Okej, dobra, dziwnie to brzmi, przyznaje. Ale rozumiecie o co mi chodzi. Wszystko schodzi na dalszy plan gdy pojawia się Constance. Zresztą, nie czuję się w żaden sposób już zobowiązany, bo wszystko sobie z Nelką wyjaśniliśmy i nie obchodzi mnie, co o tym myślą jacyś inni ludzie.
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Constance Wto Gru 27, 2011 10:55 pm

Zjadłam truskaweczkę i dałam mu identyczną do zapchania sobie buzi, żeby mi nie przeszkadzał. Bo nie ma nic lepszego niż świeże owocki z gorącą czekoladą!
-Nie obraź się, ale ja od początku wiedziałam, że to nie może być prawda. Chodzi mi o to... tutaj dzieją się różne dziwne rzeczy, ale nawet one nie były aż tak nieprawdopodobne. I naprawdę, nie chcę Cię ani urazić, ani sprawić przykrości. Rozumiesz... ja wiedziałam, że to co mówisz jest piękne, ale jest nieprawdziwe, ale ja akceptuję Twoje dziwactwa. Jesteś, ty tak zawsze miałeś. Prawda w oczy kole? Nie, mam nadzieję- ciągle go uspokajałam głaszcząc po ramionach i klacie, żeby na mnie się nie rzucił obrażony. Może nie rzuci. Błagałam go wzrokiem, bo nic więcej nie mogłam. -Merkury, gdyby tamto okazało się prawdą, cieszyłabym się. Ale nie było, co mnie nie zdziwiło, co mnie nie zraniło. Byłam gotowa ci pomóc się podnieść, ja jestem gotowa. Jeżeli tylko będziesz potrzebował, to- zamilkłam, bo oczywiście znów przesadziłam. Mówiłam jak do swojej matki, albo matka do mnie. Przecież to był facet, im niepotrzebne rozmowy. Owszem, z facetem by pogadał. Ale ja mu nie mam za złe. Chce dla niego jak najlepiej. Oparłam głowę na jego ramieniu i wzięłam ananasa z czekoladką.
-Jeżeli ty chcesz? Ale ja jestem zmęczona. Wolałabym pójść spać i jutro może coś wymyślić. W końcu to był dzień pełen wrażeń i patrz co mam- pokazałam mu dłoń z pierścionkiem i zaśmiałam się. -A ty nie idziesz na kolację Dyniek?
Constance
Constance
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Merkury Czw Gru 29, 2011 4:16 pm

Jak człowiek ma w buzi truskaweczkę w czekoladzie to raczej trudno mu się rzucać i obrażać, nie? Wybełkotałbym coś, ale niezbyt romantyczne byłoby oplucie jej zaraz po zaręczynach, bo wiecie, taki dzień wspomina się do końca życia. Moje małe dzieci spytałyby mamy jak to było 'no wiecie, a potem tata mnie opluł czekoladą..' Tak, to byłoby mocno dołujące.
- Po prostu bądź. - uśmiechnąłem się uroczo, gdy już w końcu przełknąłem. Ej, patrzcie, dwa dni do Sylwestra a oni już petardy puszczają. Nie, no przecież nie Edward! Tylko o mnie. Nie ogarniam ich.
- Nie ma kolacji Dyniek. Nie ma Dyniek. - poinformowałem ją. Bo od czasu tej afery z Venus i Marsem to jakoś wszystko się poplątało i rodzeństwo powoli oddalało się od siebie. Ja nikogo nie obwiniam, naprawdę. Po prostu chyba było już za późno, wcześniej nie zauważyłem, jak zaczynały wchodzić te dziwne podziały i rozpadliśmy się. Już nie było czasu na naprawienie, teraz był czas na zawiązywanie powoli poważnych związków. Znaczy, przynajmniej w moim przypadku. W przypadku innych mogło to się zdarzyć dziś, jutro, albo za dziesięć lat, albo nawet nigdy. Nie było Dyniek.
I nie poszliśmy na bal. Postanowiliśmy, że jutro zobaczymy co zostanie z ozdób najwyżej. Siedziałem u niej długo, ale nic się nie działo, spoko.

[koniec]
Merkury
Merkury
~ * ~


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Venus Czw Lut 16, 2012 8:11 pm

//lalalallallalalaj

Było tu tak słodko, że chyba się porzygam. Tak pomyślałam, kiedy wreszcie wstąpiliśmy do środka. Nie było już odwrotu, w końcu przeszliśmy prawie pół miasta, żeby dotrzeć do najpiękniejszej mekki zakochanych. A mróz na zewnątrz nie wpływał zbyt pociesznie na moją cerę, więc usiadłabym gdziekolwiek. No dobrze, to miejsce było wyjątkowe. I wcale nie takie złe, jak pomyślałam w pierwszej chwili.
Było tu tak słodko, że aż cała rozpromieniałam!
- Och, Tristan... spójrz na te aniołki! - wskazałam na siedzące nieopodal dzieci. Były takie przecudnie słodkie, kiedy karmiły się gorącą czekoladą, a te ich pućkowate mordki! Uśmiechałam się przez chwilę patrząc na tą prześliczną scenę, a kiedy przestałam, przesunęłam zadowolony wzrok na mojego najukochańszego przyjaciela. Tak, był przeddzień walentynek, a ja byłam na spotkaniu z moim przyjacielem, moją miłością, moim nieszczęściem, moim. byłym, moim..? Kim był dla mnie Tristan. Mój wzrok mówił tak wiele, ale co z tego.
Sama nie wiem dlaczego nasze życie napisało nam tak niepoprawny scenariusz. Czy zawiniliśmy gdzieś, czy od zawsze było wiadome komuś, że to wszystko się tak skończy? Że to wielkie uczucie zostanie przysłonione innym - tym, które miałam dla Javiera - ale jednocześnie nigdy nie zgaśnie. Gdybyśmy cofnęli się gdzieś, tam rozejrzeli, może byłoby inaczej? Może nie musielibyśmy dzielić grzechu, może też spotykalibyśmy się tu jutro. Nie wiem, co byłoby gdyby nie było. Ale nie żałuję, nigdy nie będę żałować Javiera. On narysował linię pomiędzy moim dawnym życiem a teraźniejszością, kazał się nie przejmować, nie wrzucał mi za moje uczynki, ani nie potępiał za to, że kocham brata najmocniej na świecie. Z nim nie byłam tym, kim byłam dla innych.
Ale z Tristanem byłam najszczęśliwszą aktorką. Mogłam rozwijać swoje skrzydła, wciąż i wciąż prowadząc nowe gierki. I choć on był mi tam pierwszym po mnie aktorem, zawsze wiedziałam, że nie zachowa się jak diva, i nigdy nie odejdzie. Byłam pewna, że będzie stabilizował mnie i będę żyć tak jak sobie zaplanowałam. Planowałam być królową, mieć u stóp wszystkich i wszystko. I w istocie się nią stałam, a póki on był w zasięgu mojej dłoni, panowałam nieprzerwanie. Później wszystko się posypało. Ale szczęściem znalazłam wyjście z tego teatru: Javiera.
Dziś nie wiem, czy wolę być tym kogo sobie wymarzyłam, czy tym kim prawdziwie jestem. Nie wiem, co przyniosłoby mi większe szczęście, ale czas by wybierać już minął. Zdecydowałam, że Tristan będzie moim przyjacielem, Javier moim mężczyzną. Najbardziej szczęśliwa będę mając ich obu obok siebie. Teraz musiałam tylko zawalczyć o to, by się polubili!
Nie powiem, wieczór jak dotąd był wyjątkowo udany. Tristan czekał na mnie w holu głównym. Może było nierozważnym pokazywać wszystkim, że wychodzimy razem, ale nie miałam się czego obawiać: Javierowi wytłumaczyłam, że dziś idę się spotkać z Tristanem, bo musimy porozmawiać. Dużo do gadania mój tygrysek nie miał, oświadczyłam mu fakty, a on mógł co najwyżej przyrzec mi, że nie będzie nas śledził. W każdym razie pojechaliśmy do miasta, zaparkował niedaleko od centrum, pochodziliśmy trochę, a potem wspomniał, żebyśmy się przeszli do czekoladziarni. Byliśmy tu dawno dawno temu. Wtedy jeszcze Mars przychodził do mnie codziennie i siedział. Bo on zazwyczaj siedział i się patrzył. To było dla mnie, dla niego aktorki-nieaktorki, wyjątkowo miłe takie spędzanie czasu. Ale no nic. Z Tristanem spędzaliśmy tu kilka nawet wieczorów, ale przyznam się, że sama już nie pamiętam kiedy to było.
Usiedliśmy wreszcie, zamówiliśmy: ja czekoladę z malinami, on czekoladę z rumem. Ja na pudrowym spodeczku, on na czarno-białym w krateczkę. On rozparł się na kanapie, ja usiadłam grzecznie w drugim końcu. Kiedy ostatnio się widzieliśmy nawet kwadrans nie minął, a już nie mieliśmy na sobie nic. Dziś byliśmy już tak daleko od tamtych dni, ale wspomnienia wciąż powracały. Szczególnie, kiedy jego obecność tak gorsząco na mnie wpływała.
- Javier zaprosił mnie do siebie do domu. Chce, żebym poznała jego rodzinę - wyznałam wreszcie. Już od dwóch godzin wstrzymywałam tą informację, ale teraz musiałam mu wreszcie powiedzieć. Skoro byliśmy przyjaciółmi, musiał mi pomóc! - Bardzo się cieszę, na prawdę, nie mogę się doczekać. Ale z drugiej strony... ja jeszcze nigdy nie byłam w takiej sytuacji - przyznałam się bez bicia i postanowiłam zająć się piciem czekolady i wyglądaniem pięknie.

Venus
Venus
królowa śniegu


Powrót do góry Go down

Kawiarnia panśtwa Collins Empty Re: Kawiarnia panśtwa Collins

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 :: Tromsø :: Centrum :: Gastronomia

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach