Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
+6
Zoja
Venus
Mikaela
Konstanty
Iss
Joe
10 posters
:: Organizacja :: Karty Postaci :: Do przejęcia
Strona 1 z 1
Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
Imię i nazwisko: Joseph (Józio) Kovalsky
Wiek: 19
Data urodzenia: siódmy września
Wygląd: Rozczochrana, chuda chłopina.
Grupa: uzdrowiciele
Poziom zaawansowania: średni
Wiek: 19
Data urodzenia: siódmy września
Wygląd: Rozczochrana, chuda chłopina.
Charakter: Jaki może być ktoś z najbardziej pospolitym nazwiskiem z możliwych do wymyślenia? Całkowicie wyjątkowy, ma się rozumieć. Zmienny, to prawda, niemal jak pogoda. A jednak aura panująca na zewnątrz jest niczym przy chłopaku, u którego spokój i odwaga, bezczelność i cierpliwość, inteligencja i kłótliwość, a także szczerość i ironia połączyły się w istną mieszankę wybuchową. Ma własne podejście do świata. Lubi otaczać się ludźmi ciekawymi, z wyraźną osobowością. Nikogo nie skreśla na starcie. Chociaż ma swoje uprzedzenia, jak każdy, stara się wyrobić sobie o kimś opinię dopiero po jego lub jej poznaniu. Po nawiązaniu bliższej znajomości zaczyna pozwalać sobie na więcej - na sprośne żarty, ignorancję, częste wdawanie się w głośne dyskusje. Lubi, gdy znajomość opiera się na wspólnych przygodach, gdy ciągle coś się dzieje. Uważa, że nic tak nie zbliża jak dobra, wspólna impreza, najlepiej obficie zakrapiana. Nie lubi spokoju; jest jednym z tych ludzi, którzy zatrzymują mikrofalę na sekundę przed końcem odliczania, by poczuć się jak saper-bohater.
Nigdy się nie przywiązuje. Nie został tego nauczony, więc nie umie traktować rzeczy które ma z należytym szacunkiem, nie ważne, czy chodzi o pachnące mazaczki, czy o dziewczynę, z którą dopiero co się związał. Bo jeśli o drogie panie chodzi, to nie umie się związywać w ogóle. Ledwo którąś przekabaci, żeby z nim była, to już ogląda się za następną. Przez to, że traktuje romanse z taką lekkością, często dostaje w twarz, ale zdążył się już przyzwyczaić. Wiele ludzi daje mu w twarz, a już szczególnie ci, których nazywa najlepszymi przyjaciółmi. Przy nich nie umie się hamować. Jest złośliwy, niemiły, zjada im drugie śniadanie i składa skarpetki nie do pary, żeby potem rano się męczyli w poszukiwaniu dwóch takich samych. I mimo iż histeryzuje, że ci ludzie niedługo go do grobu wpędzą, to nie wie, co by bez nich zrobił, bo są jedynymi, dla których coś znaczy.
Talent: leczenie chorób psychicznych
Historia: Dawno, dawno temu, Henryk Kowalski wyjechał na wakacje do Stanów Zjednoczonych aby poszukać sobie pracy na wakacje. Tak mu się tam spodobało, że został na dłużej, a już po upływie kilku lat awansował z listonosza, na założyciela całkiem dużej firmy. Polak potrafi! Ułożył sobie tam wszystko, miał pełno kochanek, mnóstwo pieniędzy, świetną chałupę i ogólnie szczęście. Zmienił imię na Henry, a nazwisko na Kovalsky i udawał, że urodził się na słonecznej Florydzie, gdzie później zamieszkał. I nikt by się pewnie nie czepiał, że zapomniał o ojczyźnie, bo i tak go tam w Polsce nie lubili, gdyby nie dziewczyna w ciąży, którą tam zostawił. Strasznie upierdliwa była, bo jak to tak, zostawił ją zbałamuconą, a sam wyjechał szukać sobie innych bab? Nie ma tak dobrze. Pisała, dzwoniła (a potem żądała zwrotu pieniędzy za rachunki), ale odzewu nie było. Dlatego z urodzonym dzieciakiem na ręku, pojechała psuć życie niedoszłemu mężusiowi. Łojezu, ile było z tego kłótni i afer! Musiała koczować przed jego domem, bo skurczysyn nie chciał wpuścić jej do środka. W końcu jednak zmiękł, bo nikt nie wytrzymałby długo, kiedy berbeć ryczy, a baba się drze. Pozwolił im zamieszkać u siebie na strychu i zapewnił im także wyżywienie. Całkiem to było zadowalające w porównaniu z tym, co musiała biedna dziewucha przeżyć wcześniej, więc szkoda, że zmarła niecałe kilka dni później, na zapalenie czegoś, o czym Henio w życiu wcześniej nie słyszał. Tym samym został samotnym ojcem.
Szanowna zmarła dziewczyna zapomniała jednak powiedzieć, jak malec ma na imię - stąd też nadano mu to imię, które pierwsze wpadło do głowy: znaczy się, Joseph. Józef Kowalski. Najpospoliciej jak się dało. Twórczo, panie Heniu!
Jednak wiadomo, jak to jest, kiedy syn jest wychowywany tylko przez ojca. Wyrósł na strasznego dziwaka, którego nieustannie ciągnęło do kobiet, a ponadto miał istnego fioła na punkcie liści. Obsesja zaczęła się w chwili, gdy przeprowadzili się do - bo tam, jak robiło się chłodniej, liście należycie żółkły i opadały. Wszystko miał w ten wzór. Pościel, tapetę, koszulki, zdjęcia w ramkach, okładki do książek. Na półkach po kilkadziesiąt albumów własnoręcznie zebranych i ususzonych liści, po jednym z każdego rodzaju drzewa. Nic dziwnego, że jego ulubioną porą roku była jesień, a jego idolami ludzie grabiący liście w parku. Raz nawet podszedł do jednego, aby poprosić o autograf, a później rzucił się na stertę zagrabionych wcześniej listków, krzycząc, że jest w raju. Nietrudno było wyrobić sobie opinię dziwaka - wystarczyło kilka awantur o wcześniej wspomniane albumy, które nie chciały być kupione za więcej niż sto dolarów.
Z upływem lat jednak trochę mu przeszło. Co prawda nadal ekscytował się strasznie, kiedy widział jakiś wyjątkowo piękny liść klonowy, ale to już nie była ta sama pasja co kiedyś. Zaczął interesować się innymi rzeczami, latać za pięknymi paniami z większą częstotliwością, a i chadzał nawet na imprezy. Odwiedzał też czasem szpital dla psychicznie chorych - możliwe, że ciągnęło go do ludzi podobnie pokręconych jak on. Chociaż nikogo tam nie znał, to wpuszczali go zawsze bez problemu, bo u pacjentów z którymi przesiadywał występowały poprawy. Ba, jak pogapił się na nich kilka minut, to objawy choroby zanikały. Jednak pracownicy wariatkowa nie mieli szansy rozpracować jak chłopak to robi, ponieważ w dniu jego szesnastych urodzin pojawił się Sylvester i zabrał go ze sobą. Czas, aby Józio doprowadził do normalności mieszkańców Rezydencji.
Nigdy się nie przywiązuje. Nie został tego nauczony, więc nie umie traktować rzeczy które ma z należytym szacunkiem, nie ważne, czy chodzi o pachnące mazaczki, czy o dziewczynę, z którą dopiero co się związał. Bo jeśli o drogie panie chodzi, to nie umie się związywać w ogóle. Ledwo którąś przekabaci, żeby z nim była, to już ogląda się za następną. Przez to, że traktuje romanse z taką lekkością, często dostaje w twarz, ale zdążył się już przyzwyczaić. Wiele ludzi daje mu w twarz, a już szczególnie ci, których nazywa najlepszymi przyjaciółmi. Przy nich nie umie się hamować. Jest złośliwy, niemiły, zjada im drugie śniadanie i składa skarpetki nie do pary, żeby potem rano się męczyli w poszukiwaniu dwóch takich samych. I mimo iż histeryzuje, że ci ludzie niedługo go do grobu wpędzą, to nie wie, co by bez nich zrobił, bo są jedynymi, dla których coś znaczy.
Talent: leczenie chorób psychicznych
Historia: Dawno, dawno temu, Henryk Kowalski wyjechał na wakacje do Stanów Zjednoczonych aby poszukać sobie pracy na wakacje. Tak mu się tam spodobało, że został na dłużej, a już po upływie kilku lat awansował z listonosza, na założyciela całkiem dużej firmy. Polak potrafi! Ułożył sobie tam wszystko, miał pełno kochanek, mnóstwo pieniędzy, świetną chałupę i ogólnie szczęście. Zmienił imię na Henry, a nazwisko na Kovalsky i udawał, że urodził się na słonecznej Florydzie, gdzie później zamieszkał. I nikt by się pewnie nie czepiał, że zapomniał o ojczyźnie, bo i tak go tam w Polsce nie lubili, gdyby nie dziewczyna w ciąży, którą tam zostawił. Strasznie upierdliwa była, bo jak to tak, zostawił ją zbałamuconą, a sam wyjechał szukać sobie innych bab? Nie ma tak dobrze. Pisała, dzwoniła (a potem żądała zwrotu pieniędzy za rachunki), ale odzewu nie było. Dlatego z urodzonym dzieciakiem na ręku, pojechała psuć życie niedoszłemu mężusiowi. Łojezu, ile było z tego kłótni i afer! Musiała koczować przed jego domem, bo skurczysyn nie chciał wpuścić jej do środka. W końcu jednak zmiękł, bo nikt nie wytrzymałby długo, kiedy berbeć ryczy, a baba się drze. Pozwolił im zamieszkać u siebie na strychu i zapewnił im także wyżywienie. Całkiem to było zadowalające w porównaniu z tym, co musiała biedna dziewucha przeżyć wcześniej, więc szkoda, że zmarła niecałe kilka dni później, na zapalenie czegoś, o czym Henio w życiu wcześniej nie słyszał. Tym samym został samotnym ojcem.
Szanowna zmarła dziewczyna zapomniała jednak powiedzieć, jak malec ma na imię - stąd też nadano mu to imię, które pierwsze wpadło do głowy: znaczy się, Joseph. Józef Kowalski. Najpospoliciej jak się dało. Twórczo, panie Heniu!
Jednak wiadomo, jak to jest, kiedy syn jest wychowywany tylko przez ojca. Wyrósł na strasznego dziwaka, którego nieustannie ciągnęło do kobiet, a ponadto miał istnego fioła na punkcie liści. Obsesja zaczęła się w chwili, gdy przeprowadzili się do - bo tam, jak robiło się chłodniej, liście należycie żółkły i opadały. Wszystko miał w ten wzór. Pościel, tapetę, koszulki, zdjęcia w ramkach, okładki do książek. Na półkach po kilkadziesiąt albumów własnoręcznie zebranych i ususzonych liści, po jednym z każdego rodzaju drzewa. Nic dziwnego, że jego ulubioną porą roku była jesień, a jego idolami ludzie grabiący liście w parku. Raz nawet podszedł do jednego, aby poprosić o autograf, a później rzucił się na stertę zagrabionych wcześniej listków, krzycząc, że jest w raju. Nietrudno było wyrobić sobie opinię dziwaka - wystarczyło kilka awantur o wcześniej wspomniane albumy, które nie chciały być kupione za więcej niż sto dolarów.
Z upływem lat jednak trochę mu przeszło. Co prawda nadal ekscytował się strasznie, kiedy widział jakiś wyjątkowo piękny liść klonowy, ale to już nie była ta sama pasja co kiedyś. Zaczął interesować się innymi rzeczami, latać za pięknymi paniami z większą częstotliwością, a i chadzał nawet na imprezy. Odwiedzał też czasem szpital dla psychicznie chorych - możliwe, że ciągnęło go do ludzi podobnie pokręconych jak on. Chociaż nikogo tam nie znał, to wpuszczali go zawsze bez problemu, bo u pacjentów z którymi przesiadywał występowały poprawy. Ba, jak pogapił się na nich kilka minut, to objawy choroby zanikały. Jednak pracownicy wariatkowa nie mieli szansy rozpracować jak chłopak to robi, ponieważ w dniu jego szesnastych urodzin pojawił się Sylvester i zabrał go ze sobą. Czas, aby Józio doprowadził do normalności mieszkańców Rezydencji.
Grupa: uzdrowiciele
Poziom zaawansowania: średni
Ostatnio zmieniony przez Joe dnia Pią Wrz 09, 2011 8:03 pm, w całości zmieniany 2 razy
Joe- ~ * ~
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
taki talent jest, ale nie wpisany na listę, przeoczenie <33 (Freya ma)
ale możesz coś innego z uzdrawiania wybrać
leczenie nowotworów albo chorób psychicznych poprzez jakiś rodzaj hipnozy
marysia jest dobra w wymyślaniu <33
liście <3
ale możesz coś innego z uzdrawiania wybrać
leczenie nowotworów albo chorób psychicznych poprzez jakiś rodzaj hipnozy
marysia jest dobra w wymyślaniu <33
liście <3
Konstanty- urocza dziewica
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
Spodobało mi się to z chorobami psychicznymi ^^ poprawione!
Joe- ~ * ~
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
nie chce nic narzekać, ale ten jasiu. już mamy jasia przecież :c
Zoja- wielkie mi halo
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
rany, ja to mam szczęście ^^' można zmienić w takim razie, ale musicie mi pomóc wymyślić drugie niezwykle popularne polskie imię z angielskim odpowiednikiem, którego tutaj nie ma :D
Diena- ~ * ~
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
to może piotrek, czyli będzie peter?
albo józek, czyli joe
albo józek, czyli joe
Felix- klękaj śmieciu
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
skoro przeszkadza John, to niech będzie ten Józek, bo imię Peter niespecjalnie mi się podoba :D zaraz pozmieniam w karcie
Diena- ~ * ~
Re: Joseph Kovalsky - Hayden Christensen
zawsze może być wersja dłuższa imienia jeśli wolisz
Felix- klękaj śmieciu
Similar topics
» Maximilian Eric Hayden Westwick - Michael Fassbender
» Maks - Joseph Gordon Levitt
» Maksymilian Nikołajewicz Berlioz - Joseph Gordon-Levitt
» Maks - Joseph Gordon Levitt
» Maksymilian Nikołajewicz Berlioz - Joseph Gordon-Levitt
:: Organizacja :: Karty Postaci :: Do przejęcia
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach