Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Dach

+12
Benjamin
Jackie
Maurycy
Eileen
Misty
Effs
Diena
Justin
Daevendra
Ronja
Cook
Mistrz Gry
16 posters

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Paź 02, 2011 12:27 pm

- Mnie nic nie męczy! Ewentualnie od razu zabija z zaskoczenia. - Już sam nie wiedziałem co plotę, ale to nie była jakaś nadzwyczajna rzecz. Normalka, że nie do końca pojmowałem ani temat naszej rozmowy, a tym bardziej już myśli Rocky. Ale przynajmniej pocieszała mnie myśl, że mnie też nikt nie pojmuje. Czyli wychodzimy na prostą. Nawet dosłownie. Miło było w końcu stanąć na suchym, prostym podłożu po takich przeżyciach jakie miałem z dachówkami. Normalnie aż mnie kostka bolała i jak ja z taką kostką mam zamiar tańczyć na imprezie? Bo wiecie, nigdy nie było tak, żebym nie tańczył. Gdybym nie tańczył czułbym się głupio, beznadziejnie, nie na miejscu, niepotrzebny, zdołowany, zrozpaczony.
Ogólnie to dziwne, że zarówno Rocky jak i Charlie chciały mnie zaprowadzić do grobu poprzez swoje tajemniczości. Zamiast uspokajać moją wybudzoną ciekawość dręczyły mnie i nie dawały spokoju. Sadystki. No, Charlie to mogę wybaczyć, bo może serio jest w jakieś depresji. Ale Rocky? Nie, Rocky też mogę wybaczyć ze względu na jej zajebistą grzywkę!
- Tańczyłem dla ciebie? Bujasz! No to nieźle musiałem cię w tamtej chwili kochać, bo na takie tańce trzeba sobie zasłużyć. Nie żebym cię teraz nie kochał, Rocky, bo wiesz, kocham. Znaczy nie wyobrażaj sobie za wiele, to taka mniejsza miłość. Kumasz. - Nie sądzę, by kumała. Ale mniejsza z tym. - Dobra, to ty się namyśl czy idziesz na imprezę, bo ja jednak będę musiał po drodze wskoczyć w jeszcze jedno miejsce. Narka! - Posłałem jej całusa w powietrzu i ruszyłem na dół.

/pa;c
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Eileen Wto Lis 01, 2011 10:16 am

Impreza, impreza, cała Rezydencja rozbrzmiewała podnieconymi głosami bo znów impreza, bo znów się upijemy, zjaramy, wykapiemy nago w lodowatej wodzie, bo tacy z nas zajebiści buntownicy, złota młodzież co to nie przejmuje się nikim i niczym. Nie, to nie tak, że mam im to za złe, że w takich chwilach mam ich za ciemną masę, bandę idiotów którzy chcą pokazać swoje "prawdziwe" oblicza które z prawdą mają tyle wspólnego co ja z jaraniem. Po prostu to taki dzień, gdzie nawet takie cholerne słonko jak ja może narzekać. Wszyscy maja takie dni, gdy wstają z łóżka obolali i źli z niewiadomego powodu. I wara mi od tego, też mam prawo. Na żebrach znalazłam dwa ogromne siniaki, znów nie wiem skąd się wzięły, ale jak to kochany ojczulek powtarzał - kto się dupą urodził, skowronkiem nie umrze. Pewnie wlazłam w nocy na jakiś kredens czy regał i się obiłam, a mózg wyrzucił tę cenną informację, bo jakby miał trzymać wszystkie takie, to by dawno eksplodował od nadmiaru danych.
Dlatego nie idę na imprezę. Przynajmniej na razie. Nie mam ochoty wysłuchiwać wciąż i wciąż "co cię ugryzło, rozchmurz sie", bo to przecież dla mnie takie nienormalne. Nie trzęsę się aż z potrzeby upodlenia totalnego, w dodatku przy sporej publice. Może to mdłe i przesadnie romantyczne, wydumane, ale wolę posiedzieć i popatrzeć w niebo, jakby od mojego spojrzenia nagle miały wyskoczyć gwiazdy. Jezu, jak ja tęsknię za nocą. Taką, która nie trwa szalonych kilku minut, co nadal nie mieści mi się w głowie mimo tej wiedzy kładzionej starannie do głowy przez panie nauczycielki i trzyletniego doświadczenia. Niewiele jest rzeczy, których nadal mi tak brakuje od przyjazdu do Tromso, ale to z pewnością jedna z najdotkliwszych.
Eileen
Eileen
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Maurycy Wto Lis 01, 2011 10:50 am

/przeskok, został brutalnie olany przez miłość swego życia POZDRO

Byłem, wiatr muskał me powieki. Chciał mnie pocieszyć, wyraźnie to czułem. Jego ciepły podmuch mógł rozwiać wszelkie me niepokoje, ale wiatr nie zdmuchnie tonowego ciężaru, który zaległ na dnie mej duszy. Delikatne pocałunki utrzymywały mnie w pół świadmości. Zanim polecę, będzie jeszcze tylko zapach. Zapach srebra, które zaciskały me palce. W tej pamiątce bez wspomnień, miałem ukryty obrazek nmej lubej. Penego wieczornego dnia znalazłem tą fotografię w ciemni. Niczym zwierze porwałem prawie idealne odzwierciedlenie mego jedynego skarbku, a zaraz uciekałem do podziemi, jak gdyby goniło mnie stado rozwścieczonych demonów. Ściskałem w dłoniach fotografię, przykładałem ją do serca. Lecz gdy tylko przejrzałem się w kartce, musiałem zaraz znów chować się w ciemności.
Wciąż mam w pamięci te najszczęśliwsze pół godziny mego życia, kiedy Delilah mówiła do mnie. Tylko do mnie. Mogłem oszukiwać wiele osób, ale tym razem żadne kłamstwo nie przebiłoby tamtych chwil. Dopiero po kilku godzinach doszło do mnie CO zrobiła moja złotowłosa.
O ja nieszczęsny!
Znów zatopiłem swe myśli w czarnej masie, gęstej i nazbyt chłodnej by w niej móc myśleć, nazbyt gorącej, by móc w niej żyć bez bólu. Mogłem być warzywem, mogłem robić co chciało Deforst. Jakże miłe byłoby me życie! Dlaczego się zdobyłem na taki durny krok? Zniszczyłem idyllę, którą mi zapewniali Opiekunowie. A Chupa: ona się myliła, moja wróżka się myliła. Tak jak mylił się każdy z członków Rezydencji: Defrost było mi domem. Chciałem tam wrócić. Jak najprędzej.
Wspiąłem się na najwyższy szczyt budynku. Tam czekałem na wyratowanie ze świata mojej nieszczęśliwej miłości. Zakrzyknąć chciałem w stronę wiatru, lecz... nie mogłem krzyczeć. Wiatr uspokajał me myśli, pieścił mnie swymi ulotnymi muśnięciami. Zrobiłem krok w tył. Już nie stałem nad przepaścią. Uniosłem srebro do oczu i z bólem serca zmierzyłem wzrokiem obrazek Pięknej. Tak mało miałem jej do zaoferowania, a i tak jednym czynem zniszczyła moją namiastkę dobra. Czułem się winnym jej postępowaniu. Czy to nie głupie? Zawachałem się, ale w tym momencie zawiał wiatr i pchnął mnie w
przód, w stronę przepaści.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Eileen Wto Lis 01, 2011 12:13 pm

To żałosne. Siedzieć na dachu szarpana wiatrem i wznosić nieme pretensje i wyrzuty w stronę nieba. Kiedy ty się w ogóle stałaś żałosna, Leen? To przecież też nie jest twoje. Przecież wyłączność masz tylko na nieznikający uśmiech i optymizm pełną gębą, więc co się z tobą stało?
Pewnie dlatego siedzę właśnie tu, gdzie prawdopodobieństwo spotkania żywej duszy jest mniejsze od ujrzenia uśmiechu u Barbie (tfu, dlaczego właśnie ona mi przyszła na myśl? Sio, wynocha, wystarczy mi własnych nieprzyjemności). Tak, wbrew pozorom zależy mi na tym jak postrzegają mnie inni. Chyba. W każdym razie nie chciałabym żeby widzieli mnie właśnie taką, wolę być żałosna w samotności. Och, na litość boską, koniec tego użalania się nad sobą, to na prawdę zupełnie do mnie niepodobne i wcale nie zamierzam włączać tego do stałego repertuaru.
Nie myśleć o niczym, chociaż przez chwilę, tego właśnie mi trzeba. Przymknąć oczy, odchylić głowę, pozwolić podmuchom znienawidzonego wiatru pobawić się moimi włosami, zburzyć idealny ład na głowie i w ogóle się tym nie przejąć. Zniknąć. Taaak, od razu lepiej. Bardziej swojo, bardziej normalnie. Chyba zaczynam pojmować uwielbienie medytacji, jeszcze trochę tego czystego spokoju i zupełnie mi przejdzie, stara dobra Eileen wróci na swoje miejsce, tylko jeszcze kilka oddechów, kilka pieszczot wiatru, kilka chwil... cholera. Musiał ktoś przyleźć, no musiał, jakby w całej Rezydencji nie było ciekawszych miejsc tylko to, które wybrałam sobie na samotnię. Mało samotną, najwyraźniej. chciałam zignorować nieproszonego towarzysza, udawać że nic się nie zmieniło, ale mój wewnętrzny smok już się przebudził - ta nienasycona ciekawość, która musiała zbadać wszystko do cna już rozchylała mi powieki, już unosiła głowę, akurat żeby zobaczyć jak chłopak traci równowagę tracąc kontakt z mało bezpiecznym, ale nadal podłożem.
To był odruch, niekontrolowany nawet myślą. Kto inny pewnie rzuciłby się w jego stronę z patetycznym krzykiem ciągnącym się w spowolnieniu i wyciągnął pomocną dłoń dużo za późno, by w czymkolwiek miała pomóc, ale nie ona. Nawet nie dlatego, że przy takiej próbie pewnie sama skończyłaby rozpłaszczona bez życia na chodniku kilka pięter niżej, a do patetyzmu nigdy nie miała skłonności. Pewne rzeczy przychodzą po prostu same z siebie, dłoń sama układa się na niewidzialnym krzyżaku w ułamek sekundy. Krótki ruch nadgarstka i blondyn rzuca się do tyłu, ręce na niewidzialnych sznurkach ciągną do tyłu, pomagają złapać równowagę. Może trochę zbyt gwałtownie, ale daleko było jej jeszcze do perfekcji, a liczy sie przecież efekt. Dwa bezwolne kroki w tył i chłopak stoi, mogłabym już zwolnić więzy, ale samobójcy mają zazwyczaj upartego ponawiania morderczych prób.
- To niezbyt dobry dzień na umieranie - rzuciłam z leciutkim uśmiechem, bo sparafrazowany cytacik wypłynął z odmętów pamięci z ciepłym wspomnieniem. Raczej kiepski sposób na wybicie komuś samobójstwa z głowy, ale od tego miałam dłonie.


Ostatnio zmieniony przez Eileen dnia Wto Lis 01, 2011 12:53 pm, w całości zmieniany 1 raz
Eileen
Eileen
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Maurycy Wto Lis 01, 2011 12:53 pm

Wiatr, moja kochanka, której zaufałem, bardzo mnie oszukała. Zdradziła, jak każda rzecz w którą chciałem wierzyć. Każda. Mówiąc tak, pewnie obrażam wiele rzeczy, lecz musicie mi wybaczyć - stan w którym się znajdowałem nie pozwalał, bym dłużej zastanawiał się nad własnymi słowami. Musiały wystarczyć mi bowiem tylko narzekania. Teraz nie byłem nikim ponad to, co jęczała ma dusza. I tak na wieczność.
Bo przeżyłem sekundę czegoś, co będzie odtąd jedynym moim przełomowym wydarzeniem: zajrzałem w oczy śmierci. To była taka chwila, której długości nie da się zmierzyć. Lecz podobno nie da się zmierzyć bólu, a mój mogłem opisywać na mnóstwo sposobów. Ułomny, taki inny od tego, czego oczekiwali inni. Nie mogłem nikogo straszyć, chodź trzymali mnie pod kluczem tyle czasu. Jakbym był kimś kogo trzeba izolować. A kiedy ktoś nieoswojony, dziki jak ja, otworzył oczy, zachłysnął się powietrzem i niestety dusi się. Duszę się.
Dym z obojętności na cudy tego świata zatyka małe pęcherzyki w głębi mych płuc. Nie ma nikogo, kto mógłby podzielić mój ból. Ból istnienia. Chciałbym umrzeć, tak tak pomyślałem, kiedy umierałem tamtej sekundy. W jednej chwili odetchnąłem.
Potem znów włożono mi na nos maskę - cofnąłem sie. Kroczyłem w powietrzu i musiałem się cofnąć, by przeżyć. Nie chcę...
Uniosłem szybko wzrok na mego ducha, anioła stróża.
- Nie chciałem umierać
Wyparcie, pierwsza oznaka słabości moich postanowień.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Eileen Wto Lis 01, 2011 1:21 pm

Prawa brew powędrowała w górę z pewnością nadając mojej twarzy wyraz rozbawienia zamiast zupełnie normalnego zdziwienia, jakby ułomne mięśnie twarzy nie potrafiły stworzyć mimiki wykraczającej poza gamę przynależną optymistom.
- Ja tego nie powiedziałam, ale dobrze wiedzieć. - nie spuszczałam z niego spojrzenia, bo mimo zaprzeczenia wyglądał...niespokojnie. Więc może to wcale nie był przypadek, że nieomal pożegnał się z tym łez padołem, może ciężar egzystencji był mu niczym kula u nogi która pociągnęła go w przepaść, a kim ja jestem, by decydować o jego życiu? A jednak mu zaufałam, strząsnęłam z dłoni strzępki niewidocznych linek które przecież nie tak ciężko byłoby utrzymać.
- Trzeba dużo odwagi by żyć, ucieczka w śmierć to największe tchórzostwo. - boże, skąd mi się w głowie biorą takie słowa? Pewnie gdzieś przeczytałam i przyciągnięte skojarzeniem same wypłynęły na język. Nie to, że nie odzwierciedlały moich myśli, tylko raczej nie byłam nigdy kimś, kto wygłasza podobne kwestie. Zbyt poważne dla roześmianej trzpiotki, jaką przecież byłam dla większości mieszkańców Rezydencji. Ale szczerze? Wisiało mi to.
- Więc co, nauka latania czy trening kaskaderski? - uśmiechnęłam się szerzej, jakby chcąc zatrzeć ślad po tym ponurym zdaniu które opuściło moje usta nim zdążyłam je zatrzymać. A ciekawski smok wcale nie chciał na powrót zasnąć.
Eileen
Eileen
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Maurycy Wto Lis 01, 2011 1:48 pm

Zaprzeczyłem, bo nie mógłbym powiedzieć osobie o żywej duszy prawdy, jaką odkryłem: świat to zło, trzeba z niego uciekać. Ale ktoś, kto wykazał się odpowiedzialnością uratowania mnie, będzie teraz obciążony, a sumienie będzie mogło przygryzać go przy każdym razie, kiedy mnie zobaczy. Ja, marny cień, nie miałem prawa istnieć. Ale nie miałem też prawa uświadamiać mej wybawczyni. Przez chwilę wyglądałem, jakbym miał odruchy wymiotne, albo miałbym zemdleć. To dlatego, że dusiłem w sobie słowa, których nie można było mi mówić. Zamrugałem słabo, mój wzrok nie był skupiony na oczach dziewczęcia, ale na miejscu poniżej jej prawego ramienia.
- Nie zaprzeczę, że jestem tchórzem. Jestem - wymamrotałem cicho. Ciepła kołdra tej przylepki była obrończą twierdzą, pod którą mogłem się skryć w każdej sytuacji. Poczułem jak moja ulotna kochanka próbuje znów mnie ugłaskać. Delikatnie poruszała kosmykami mych jasnych włosów, wprawiała w lekko słyszalny dźwięk srebro w mojej dłoni. Ten dźwięk przypomniał mi dlaczego tu byłem, zacisnąłem palce, zwijając ostatnie sznureczki, powiewające na wietrze.
- Żadne z nich. Miłość - odparłem, a ponieważ po raz pierwszy na głos powiedziałem to słowo, musiałem aż odwrócić się od dziewczęcia, musiałem spuścić wzrok, westchnąć. Żałość mej osoby mogła załamać nawet największego optymistę. Pustym wzrokiem przejechałem w powietrzu i odsunałem się.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Eileen Czw Lis 03, 2011 6:53 pm

Gdybym tylko mogła zajrzeć w jego myśli! Czasem na prawdę zazdrościłam telepatom, że maja możliwość ujrzenia czystego obrazu całości tego, co kłębi się w czyjejś głowie, zamiast tworzyć układankę z puzzli słów, pełna dziur i źle połączonych elementów. Mówią, ze to wcale nie takie dobra, że zbyt wiele ludzie ukrywają, że w ich słowach prawda to tylko okruchy, a rzeczywiste myśli są zupełnie inne, ale ja nigdy nie potrafiłam składać puzzli słów, uzupełniać ich gestami, skrzywieniami ust i delikatnymi aluzjami. Wolałabym nawet najgorsza, byle prawdę. Dlatego teraz dużo dałabym za ten dar, by móc zobaczyć dlaczego kąciki ust ciągną w dół, nieładnie wykrzywiając jego enigmatyczną twarz, czemu w jego spojrzeniu, które tak ciężko złapać czai się taki smutek? Żal? Cierpienie? tego też nie potrafiłam stwierdzić, zbyt słabo znałam się na ludzkiej psychice. Czasami mam wrażenie, że wszystko, co wydaje mi się proste w rzeczywistości jest bardziej zawiłe niż mogłabym sobie wyobrazić.
- Ale na pewno nie aż takim! - zaprzeczyłam z cała pewnością. Bo wielu rzeczy, które mówiłam mogłam nie być pewna w stu procentach, ale tego bronić będę do ostatniej krwi, kłami i pazurami, że nawet najgorsze życie lepsze jest od niebytu. Bo nigdy nie jest tak źle, by nie miało być lepiej, a wszystkie cierpienia, złe doświadczenia które nas dotykają mają głębszy sens i uczynią nas silniejszymi, a los w końcu się odmieni. Brzmi patetycznie i przesadnie duchowo, ale właśnie w to wierze i obstawać będę do końca. I chciałam żeby on tez uwierzył, ale nie powiedziałam ani słowa ponad to jedno krótkie zdanie. Chyba bałam się, że potraktowałby mnie jak nawiedzona, albo co gorsza mądrkujaca małolatę.
Gdy tak na niego patrzyłam moje własne problemy robiły się malutkie, aż rwało mnie do tego by podejść, objąć go mocno i zapewnić, ze przecież będzie dobrze, bo przecież to było to, co zawsze robiłam. a jednak znów, nie uczyniłam nawet kroku, nawet nie przez wzgląd na to, że nie taki znowu mało stromy dach był naszym gruntem, ale przez to, że w zasadzie to go nawet nie znałam. Nie wiedziałam jakby zareagował, a było coś w jego...aurze? nie wiem jak to nazwać, ale wymuszało zachowanie dystansu. W normalnej sytuacji nawet to by mi pewnie nie przeszkodziło, ale dziś zupełnie nie czułam się sobą. Jakby ktoś wyjął ze mnie tę radośnie podskakującą istotkę i schował gdzieś w ciemnej skrzyni.
- Miłość jest zmienna bardziej niż jakakolwiek kobieta. Jeszcze będzie lepiej. - mało to było przekonujące, choć starałam się włożyć w głos tyle ciepła, ile mogłam. Ale prawda jest taka, ze o miłości niewiele wiedziałam, nigdy nie przeżyłam podobnych rozterek, chwil euforycznej radości wymieszanymi z najczarniejsza rozpaczą. Miłość skutecznie mnie omijała i nie miałam jej tego za złe, ale przez to nie mogłam pomóc jasnowłosemu, mimo najszczerszych chęci. Nie chciałam go raczyć pustymi słowami bez najmniejszego znaczenia. Mogłam tylko życzyć jak najlepiej i wierzyć w to co zawsze.
- Będzie lepiej, zobaczysz.
Eileen
Eileen
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Maurycy Czw Lis 03, 2011 8:28 pm

Gwiazdy ponad nami. Wiszą kilkanaście milionów lat wyżej, a podczas tego okropnego dnia polarnego zapominają o nas. Tęsknimy, płaczemy by móc prześć w ten stan, gdy niebo będzie bliżej. Ale one nie słuchają. Są zbyt daleko, by ich uszy dosłyszały nasze jęki. Żyją nieświadome krzywdy, którą nam wyrządzają.
Gwiazdy ponad nami. Małe, zawieszone przestrzeni kawałki promyczków słonecznych. Mrugają wesoło, flirtują z zagubionymi wędrowcami, są ostoją, ale też ratunkiem. Modliłem się do gwiazd, kiedy chciałem byś zaszczyciła mnie wzrokiem.
Gwiazdy, a oprócz nich fala ciemnoszafirowego atłasu. Możnaby podziurawić go mocniej, ale wtedy nie byłoby już nocy. Jedynie dzień. Wieczny dzień wpływał na me życie. Ledwo zażywałem snu, gdyż nękany świadomością wiecznego poranku, nie mogłem poprawnie poradzić sobie z liczeniem baranów.
Nie ma gwiazd, przecież jest dzień. Czemu znów o nich marzę, przecież dalej jak pół roku temu po raz ostatni obiecały mi że się spotkamy. Nie dotrzymały pełni obietnicy. Czasem widze je, gdy pojedyńczo próbują przebić się przez jasną powłokę błękitu.
-Nie możesz być pewna- zauważyłem. Ja, tchórz. Ufna siostra mej wróżki, wierzyła w mą moc. Moc jednak widoczna jest jedynie dla nich. Ja nie widzę nic, powoli zatracam się w marzeniach o gwiazdach, których nie ma.
Jednak czas powórcić. Los chciał bym jeszcze nie spadł. Nie pogodziłem się z nim, spróbuję raz jeszcze. Ale nie dziś. Dziś stoję naprzeciw mojej wybawicielki. A w jej oczach mam gwiazdy.
-Jesteś bardzo miła, czy mógłbym ci się odwdzięczyć?
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Eileen Pią Lis 04, 2011 3:38 pm

Ułożyłam głowę w ramionach, spoglądając na niego z dołu, nie odrywając spojrzenia nawet na chwilę, bojąc się, że przeoczę coś, co jednak dałoby mi choć okruszek wiedzy. Tak, niewiele potrafię odczytać, ale próbuję, przecież trening czyni mistrza, choć zazwyczaj tylko kogoś peszę. Mimo to nie potrafię się powstrzymać, przeglądam się w lustrach cudzych duszy szukając prawdy.
- Ale w to wierzę, a mówią że wiara czyni cuda. - mówię z uśmiechem i wiem, że mam rację, choć on nie wydaje się przekonany. I jestem pewna, że choćby mijały kolejne godziny też by to nic nie zmieniło, ale może kiedyś zrozumie... w to też mogłam wierzyć. Przecież wiara nie kosztuje, tak jak wiele innych rzeczy, dlaczego więc nie wierzyć?
- Bycie miłym nie kosztuje, wiec nie podlega opłatom- odparłam rozbawiona, bo chyba po raz pierwszy ktoś czuł się zobowiązany najzwyczajniejszym ludzkim zachowaniem. No może nie dla wszystkich, ale nadal...
- Poza tym już się odwdzięczyłeś - dodałam zgodnie z prawdą. Nie do końca wiedziałam, co dokładnie na mnie podziałało, czy sama jego obecność, czy to miejsce, czy też może moje własne przemyślenia które wywołał, ale kąciki ust same wędrowały w górę w uśmiechu, a irytacja, która przepełniała mnie jeszcze niedawno gdzieś wyparowała. Chyba to ja powinnam mu podziękować, nie na odwrót.
W końcu odwróciłam wzrok, by znów wpatrzyć się w niebo, po którym w normalnych warunkach, które w Tromsø nie występowały specjalnie często, byłoby widać, ze zbliża się zmierzch. Myśli znów pobiegły do gwiazd, za widokiem których tęskniłam od pierwszego dnia polarnego w Norwegii, jaki dane mi było przeżyć.
- Co byś zrobił, gdyby zniknęły gwiazdy? - pozornie niezwiązane z naszą wcześniejszą rozmową pytanie, krążące obsesyjnie po mojej głowie w ciągu tych nieznośnie przedłużających się białych dni w końcu znalazło ujście, jakby niewidzialna bariera skrepowania pękła pod jego naporem. Choć się nie znaliśmy, to wydawał się jedynym, który akurat to by zrozumiał, może dlatego że tak różnił się od całej reszty.
- Przecież umierają od tysięcy lat, a ich światło nadal tu dociera, widzimy tylko wspomnienia po nich, ale nawet one kiedyś znikną. A co, jeśli właśnie wtedy, gdy nie będę mogła dojrzeć ani jednej, a gdy doczekam się nocy, to spojrzę na zupełnie inne niebo, pozbawione tych światełek których układ tak dobrze znam? - wiem, to głupie, kto normalny zawracałby sobie głowę czymś równie nieistotnym? Przecież gwiazd jest tysiące i pewnie zmiana byłaby niezauważalna. Ale nocne niebo, któremu przypatrywałam się noc w noc odkąd podrosłam na tyle, by wdrapać się bez problemu na parapet stało się przez te lata swoista ostoją, niezmiennym elementem, który uspokajał, gdy ogarniał mnie niepokój.
Eileen
Eileen
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Maurycy Pią Lis 04, 2011 9:50 pm

Cuda, cuda. Uda, nogi, piersi, głowa. Nie, znów myślami mknę przez autostradę marzeń i urojeń. Mam ją tam na wyciągnięcie ręki. Starczy, że wyprostuję palce, a jej włosy owiną się wokół mni, mocno mnie ścisną. I będę najszczęśliwszy przez ten moment. Uchybiony strach spływa z mych powiek, nie wiedziałem ile tracę aż to tego dnia, w którym...
Ziemia zatrzyma się, bo chciałem wyobrazić sobie niemożliwe. Stop, cisza głucha. Czasem słychać jeszcze pustkę. Ta to dopiero jest hałaśnica. Ostre krawędzie swego głosu opiera o nasze uszy i każe zamknąć się na wiarę. Wierzę, wierzę... Może mnie wierzyłem wystarczająco mocno, by móc spęłnić cuda. Tak, to pewnie racja. A może to właśnie główna ma ułomność. Nie umiem uwierzyć, błąkam się gdzieś na szosie, chociaż skręt na autostradę widziałem już dwa czy pięćset razy. Droga tamta była prosta, przestraszyłem się że będzie zbyt banalna, by mnie doprowadzić do celu. Więc wolałem wybrać tą drugą. Ale drugiej nie widzę, mijam ciągle tamte znaki na autostradę. Mówią, krzyczą, są gorsze niż pustka. Ta druga może i by była lepsza. Teudniejsza, ambitniejsza, ale zaraz, nie dostałbym się na inną autostradę. A to jeszcze na nią powinienem mieć się. Pownienem się oszczędzać, bo to tam czeka mnie główna podróż. A ja mam problem z wyjechaniem z garażu.
Więc znów go mijam, znów świeci różowym światłem. Róż wywołuje we mnie skrajne uczucia. To jest kolor sztuczny, bądź główny. Ten kolor informuje, że dalej iść nie mogę. Patrzę na autora, tam lustro. Cofam się. I za jednym krokiem trafiam pod pierwszy znak. Stoję pod nim i patrzę gdzie wskazuje. Na czystą, szeroką drogę. Na jej końcu widzę autostradę. Tyle tam pięknych modeli, tyle świateł. Patrzę tęsknie w przód. Szosa ma więcej możliwości. Ma w sobie tą okropną cząstkę, której nie chcecie widzieć. Omijacie. Ja się zastanawiam.
-Znasz się na astronomi? Ja nie, choć nie jest to powód do chwalenia się. Mogę ci wymienić wszystkie księgi, które miały mnie przekonać o tym, że astronomię należy znać, lecz co ci po tym.
Ja myślę, że one kłamią. Gwiazd nie ma, one są płynne. Chcą byś im wierzyła, że mają swe miejsca, ale tak naprawdę codziennie na niebie niektóre są zbyt leniwe by wyjść, inne mają nas gdzieś, divy świecą najmocnie jak mogą, a szare z niewiadomych przyczyn okazują się najistotniejsze.
Ale pewnego dnia i one zapomną, albo się rozleniwieją. Wtedy już nawet wieczny dzień im nie pomoże, nie obudz się ze snu.
Maurycy
Maurycy
lucyfer


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Lut 26, 2012 5:51 pm

Dzień zaczął się zwyczajnie. Obudziłem się i na czworakach przemieściłem się ze swojego łóżka w kierunku łazienki. Dopiero gdy tam dotarłem i mimo wielu wysiłków nie potrafiłem usiąść jak człowiek na kibelku uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Pamiętam, że wtedy wrzasnąłem coś w stylu 'O kurwa! GDZIE SĄ MOJE PALCE?!' i niesiony negatywnymi emocjami rozwaliłem wszystko co tylko się dało w łazience. Nie pomijając nawet płytek. Jeszcze bardziej się przestraszyłem przez to co zrobiłem w łazience i pobiegłem sprintem z powrotem do łóżka, mając nadzieję, że w ten sposób obudzę się jeszcze raz i wszystko będzie w porządku. Ale o dziwo ten bieg, podobnie jak w poprzednią stronę, odbył się na czworaka. No coś definitywnie było nie tak. I KURCZĘ NIE MIAŁEM POJĘCIA CO. No bo jakim cudem mogłem nie mieć palców i cały czas poruszać się na czworaka? Albo jeszcze jakim cudem na całym ciele miałem białą sierść. Spróbowałam zawołać Luka, lecz jak na złość znów go nie było. Cham przesiadywał cały czas ze swoją dziewczyną, boże. I co ja biedny miałem począć? W końcu gdy już ostawiłem sobie w główce co mogło być najgorszym i najlepszym wyjściem, postanowiłem jednak ruszyć dupkę i zobaczyć się w lustrze. Bo moje przypuszczenia jednak były tak jakby za bardzo wyjebane w kosmos, że nawet ja w nie potrafiłem uwierzyć. Ale i tak w końcu nie spojrzałem w lustro bo okazało się być za wysoko. Zacząłem przechadzać się po pokoju w kółku myśląc intensywnie, aż nie wiem kiedy zauważyłem, że zacząłem hasać. W jednak chwili ustałem. Prosta kalkulacja: mam kopyta + mam sierść + jestem zajebisty = mówcie do mnie PANIE JEDNOROŻCU! NO BEZ KITU ZOSTAŁEM UNICORNEM! Wydałem z siebie w tamtym momencie dziwny dźwięk i postanowiłem dłużej się nie ukrywać ze swoimi umiejętnościami, chciałem wybiec i pokazać się światu. Lecz moje plany przerwał dźwięk smsa. Od razu na myśl mi przyszła Jackie, bo tylko moje kochanie pisało do mnie z własnej woli, reszta tych niewdźięczników jedynie z udawaną łaską mi odpisywała, gdy to ja zacząłem. Nie żeby mi to przeszkadzało! W każdym razie nie wiedziałem gdzie jest moja komórka, a w takim jednorożcowym wcieleniu trudno było ją odszukać. Nawet nie wiem kiedy stanąłem na dwóch nogach i znów byłem sobą. Nagim sobą tak poza tym. No nieważne. Narzuciłem na siebie koszulkę i spodnie, a w spodniach ku mojemu zadowoleniu był telefon! Jednocześnie odpisując na wiadomości i jedząc jabłko, udałem się w kierunku dachu, bo koniecznie musiałem coś jeszcze sprawdzić zanim miałbym pokazać reszcie swoje drugie ja. Musiałem sprawdzić czy latam. A Jackie będzie tego świadkiem. Poczekam na nią z przemianą i dokończę jabłko. Jeszcze nigdy jabłka nie smakowały tak dobrze.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Nie Lut 26, 2012 8:20 pm

Ostatnio było bardzo fajnie. Karaiby były fajne. Wiosna była fajna. Wszystko, co robiłam sprawiało mi przyjemność i na okrągło na mojej twarzy wymalowany był szeroki uśmiech. Szczerzyłam się cały czas, zazwyczaj bez żadnego większego powodu. No i potem jeszcze Justin powiedział, że przemienił się w jednorożca. Od zawsze moja wyobraźnia byłą bardzo bujna i lubiła kreować niemożliwe obrazy w mojej głowie, których potem nie mogłam się pozbyć. Tym razem już widziałam jak ja i Reid jako przepiękny jednorożec, galopujemy przez tęczę, wszędzie jest kolorowo, pięknie, latają motylki, świeci słońce i takie tam. Możecie powiedzieć, że przesadziłam z jakimś kwasem czy coś, ale ja żadnego kwasu nie brałam. Czasem moje szczęście i chwilowo niekończące się zadowolenie działały na mnie jak LSD, tak jak teraz.
Zarzuciłam na siebie zielony sweter, zawiązałam na głowię bandanę, wsunęłam na stopy martensy, zgarnęłam za sobą plecak i w podskokach pobiegłam na dach, nucąc piosenkę White Stripes, bo ostatnio słuchałam ich coraz częściej i coraz bardziej ich lubiłam i z niecierpliwością czekałam na nowy, solowy album Jack White'a. A na dodatek, cały czas o tym mówiłam i ludzie już mieli dosyć tego, że się cały czas jarałam tak mało istotnymi dla ogólnej populacji sprawami. Wiem na przykład, że taki Ethan wcale by się nie denerwował, bo on też lubił White Stripes, ale on już ze mną nie rozmawiał. Trudno. Najwyżej Reid trochę pocierpi i znów posłucha jak się podniecam kolejną piosenką, którą odkopałam w swojej sporej kolekcji muzyki.
W końcu znalazłam się na dachu.
- Cześć jednorożcu - zaśmiałam się, a potem podeszłam do Justina i pocałowałam go na przywitanie. - No to już, idziemy podbijać tęczę! - wykrzyknęłam entuzjastycznie, gdy się od niego trochę odsunęłam. - Przygotowałam nawet zapasy, bo stwierdziłam, że może to być przecież trochę męczące. Może to nie tęczowa placki, ale mam dużo innych dobrych rzeczy. - uniosłam ku górze plecak, który ledwo się zapiął, był czarny i miał na sobie mnóstwo naszywek z nazwami zespołów i przypinek z fajnymi napisami.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Lut 26, 2012 9:07 pm

- Jackie! - ucieszyłem się niezmiernie na widok mojej dziewczyny, a z moich ust niechcący wyleciały drobinki jabłka, które jeszcze żarłem. Ale dziarsko się wytarłem na buzi i wyrzuciłem ogryzka gdzieś w kierunku z dachu i poderwałem się do góry. Miałem nadzieję, że wyglądam jak człowiek, nie w że sensie jak jednorożec, tylko czy po ludzku się ubrałem. No bo wiecie, czasami gdy jestem czym strasznie przejęty zapominam jak się zakłada niektóre rzeczy i dziś na przykład definitywnie nałożyłem koszulkę tył na przód. Czemu akurat pomyślałem, by się sprawdzić? No bo Jackie zawsze wyglądała tak świetnie, nie ważne co mówiła i myślała, WYGLĄDAŁA. Nawet taka rozczochrana i w piżamach. Hehe, aż mi się przypomniało jak raz w czasie tej DŁUGIEJ NOCY mi się popierdzieliły godziny i najszłem ją tak gdzieś nad ranem. No słodko wyglądała zanim mnie prawie nie zabiła. Oj, nieważne.
No to się podniosłem, oczywiście utrzymując nienaganną równowagę jak na zaawansowanego surfera przystało (mniejsza, że przy Jackelcu jakoś tak mi tej równowagi brakowało) i przeskoczyłem parę dachówek w kierunku rudzielca. A właśnie, zgadlibyście, że przeciwko Jackelec powstało z połączenia Jackie i Rudzielec? Na pewno nie, tylko ja jestem w stanie zgadywać takie rzeczy.
- Przyniosłaaaaś? - rozpłynąłem się z czułości w moim głosie, no bo to naprawdę było miłe. I takie spostrzegawcze. Znaczy wiem, ze Jackie jest spostrzegawcza, ale ten... Nie wiedziałem, że tak o mnie dba! Szkoda tylko, że mną teraz kierowały jakieś dziwne zachcianki. Ja nie wiem. Najpierw jabłka teraz to. - A wzięłaś może może marchewki? Coooo? Powiedz, że wzięłaś! - No ja wiem, że szanse na to były marne, ale zawsze warto było spróbować szczęścia. Szczęście zawsze mnie lubiło i często robiło mi niespodzianki. Dlaczego nie teraz? Ale to było chore mieć zachciankę na marchewkę, jak zawsze marchewki nie trawiłem. Gdy ciocia dawała marchewkę na obiad, tą gotowaną, to zawsze wpychałem ją do kwiatków. Albo we włosy Effy. Bez różnicy. Effy się cieszyła to było złote dziecko. Przez pewien czas myślałem, że jest upośledzona, ale potem okazało się, że tylko naśladuje mnie.
- To co, Jackie? Jesteś gotowa na zobaczenie mojej najniezwyklejszej transformacji w najbardziej niezwykłe stworzenie, które kiedyś stąpało po naszej planecie? - zapytałem nieco bardziej podekscytowany niż zazwyczaj. Koniecznie musiałem to pokazać Jackie jako pierwszej. Potem Lukowi, Dymkowi, Maksowi, Antoniowi, Wolfiemu, Yves, Yael, Delce, Charlie, Vladowi, Valerie... No czyli w wielkim skrócie wszystkim moim BFFom. Trochę się ich nazbierało, nawet sam nie wiem kiedy.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Nie Lut 26, 2012 9:30 pm

Nie potrafiłam się powstrzymać i w moich ust wydobył się chichot, który spowodowany był widokiem Justina w koszulce ubranej tył do przodu. Postanowiłam jednak mu o tym nie wspominać, a przynajmniej nie na głos, bo i tak pewnie przeczytał moje myśli, o ile jeszcze tego nie zauważył. Bo nie wzięłam pod uwagę faktu, że zamiana w jednorożca mogła być takim zastąpieniem normalnego talentu bruneta. E tam.
- Nie brałam marchewek. Przecież ich nie lubisz. - zdezorientowało mnie nieco to pytanie, bo przecież zawsze zdawało mi się, że Reid mówił jak bardzo nie cierpiał tych pomarańczowych warzyw. No to ich nie brał. Chociaż pewnie i tak bym ich nie wzięła, bo wątpię, że znalazłabym w pokoju garść marchewek. Ale gdyby Reid poinformował mnie wcześniej, że miał na takie ochotę, może bym poszukała i jakieś znalazła.
Machnęłam ręką. Będzie musiał przeżyć bez marchewek. Zarzuciłam plecak na ramionami i usiadłam na grzbiecie dachu, opierając się o dachówki podeszwami martensów, żeby przypadkiem się z niego nie zsunąć.
- Jak najbardziej! - odkrzyknęłam i przyłożyłam dłonie do oczu, które mocno zmrużyłam. Chciałam nie patrzeć na tą całą przemianę i takie tam. Wolałam być zaskoczona, bo niespodzianki były fajne. A poza tym, w myślach już sobie to wszystko wyobrażałam. - No już, czekam. Wydaj jakiś dźwięk jak już będziesz jednorożcem. - odparłam i odchyliłam trochę do tyłu głowę, żeby przypadkiem nie kusiło mnie, żeby podglądać. Sama sobie nie ufałam. Czekałam z niecierpliwością, poddenerwowaniem i podekscytowaniem. Wszystkim naraz.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Lut 26, 2012 9:57 pm

- Ochhhhhhhhh - westchnąłem ciężko na wieść o marchewkach. No cóż. Niestety przeliczyłem się z tym szczęściem. Głupi ja. Nie wiem dlaczego, ale naprawdę zasmuciła mnie wieść, że jednak nie będzie z nami marchewek, to jakby nie było z nami żelek. Choć pewnie żelki są, bo to przecież podstawa jedzenia wszystkich ludzi. Ale tak nie powinno być! Podstawą powinny być marchewki, jabłka i może jeszcze cebula. O, cebulę też bym mógł zjeść, ale ona miała pewne swoje wady. Później strasznie capiło z buzi, a tak nie przystało dla eleganckiego młodzieńca, a tym bardziej dla takiego, który zamienia się w jednorożca. - No taaak, nie lubię... - dodałem jeszcze nadal zasmucony. Ale wolałem jednak się nie zadręczać myślami o jedzeniu, w chwili gdy są do obgadania o wiele ważniejsze sprawy. Jak przemiana.
Przez te całe myślenie o jednorożcowaniu, nawet nie byłem w stanie zauważyć, że nie słyszę myśli Jackie. Pewnie rozmawiając z innymi szybciej odkryłbym ten fakt, ale z Jackie spędzałem tyle czasu, że z czasem nie potrzebne już było czytanie w myślach bo ją znałem na wylot. Przynajmniej mi się tak wydawało. A teraz gdy już nie czytałem, a zamiast tego się przemieniałem, to zwyczajnie jakoś tak sam podkładałem sobie myśli Jackie do swojej głowy. No nie wiem jak lepiej to opisać. To takie jakby zwidy słuchowe, które całkiem nie są zależne od mojej wolnej woli.
- Właśnie tak, zamknij oczy, będzie niespodzianka! - podchwyciłem gdy zobaczyłem co Jackie robi. Fajnie, że też była zachwycona moją nową umiejętnością. A dodatkowo jeszcze zaraz szczęka jej opadnie gdy mnie zobaczy! - Trzy... Dwa... Jeden... - Sam też zamknąłem oczy i mocno się skupiłem i po chwili już czułem, że nie mam palców, ale za to mam sierść! Byłem jednorożcem! O co tam Jackie prosiła? A o wydanie odgłosu. No to wydałem z siebie najbardziej jednorożcowaty odgłos jaki tylko potrafiłem, lecz z niewiadomych dla mnie powodów echo odpowiedziało mi czymś całkiem innym. Głośnym 'MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE'.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Nie Lut 26, 2012 10:14 pm

Czekałam, czekałam. Odliczanie zdawało się okropnie ciągnąć, ale to zawsze tak było, gdy się na coś z podekscytowaniem czekało. W końcu Justin ucichł, a ja czekałam na jakiś odzew godny jednorożca. Zamiast tego usłyszałam tylko meeee, ale stwierdziłam, że pewnie mi się przesłyszało i zdecydowałam jeszcze chwilę poczekać na piękne jednorożcowe rżenie, czy cokolwiek to miało być, może przemiana dłużej trwała. Ale nic się nie działo, żadnych dźwięków. Otworzyłam oczy i wyjrzałam przed siebie poprzez rozchylone palce. Kilka kroków na przód stało białe zwierzę. Owszem, miało sierść. Owszem, miał kopyta. Ale jednorożcem to na pewno nie było.
Jak zareagowałam? Wybuchłam śmiechem. Śmiałam się głośno, a mój śmiech roznosił się wszędzie wkoło, podczas, gdy ja zwijałam się, starając się wziąć głębszy oddech i uspokoić. Widząc zdezorientowanie na kozim pyszczu (co mają kozy? wiem, że nie twarze), pokręciłam z rozbawieniem głową, a potem zrzuciłam z siebie plecak i zaczęłam w nim grzebać. Postanowiłam uświadomić Justinowi przykrą prawdą.
W końcu znalazłam to, czego szukałam, a było tym niewielkie składane lusterko. Otworzyłam je i kątem oka spojrzałam na swoje odbicie, ale potem odwróciłam je w drugą stronę.
- Reid, nie chciałabym się rozczarować, ale chyba nie pojedziemy na podbój tęczy - ustawiłam szkiełko tak, że Justino-koza mogła się w nim przejrzeć. Nie wiedziałam jakiej reakcji się spodziewać, ale sama nadal dusiłam w sobie śmiech, który tylko czekał na moment, w którym przestanę myśleć o tym, żeby tyle nie chichotać (przypominam, że nie cierpiałam swojego śmiechu) i wydobyć się z moich ust.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Lut 26, 2012 10:49 pm

Z tymi przechwałkami, że znałem Jackie na wylot to jednak przesadziłem, bo nie miałem pojęcia dlaczego się śmiała. Powinna zachować powagę, przecież widząc jednorożce własnie tak należy się przy nich zachowywać. Każde doniesienia na ich temat, czyli głównie bajki, mówią, że jednorożce to stworzenia dumne i trzeba do nich podchodzić z takim wyrafinowaniem. Na pewno nie ze śmiechem. Dodatkowo takim śmiechem, którego znaczenia nie potrafiłem pojąc. Przecież wyglądałem bardzo dobrze, nie mogłem wyglądać inaczej, w końcu nadal byłem sobą. Dlatego też zrobiłem oburzoną minę i już chciałem się obrazić na Jackie, jednak za bardzo nie mogłem, bo mimo wszystko jej śmiech był fajny. I fajne było to, że to ja ją tak rozśmieszyłem. SZKODA TYLKO, ŻE NADAL NIE WIEDZIAŁEM DLACZEGO! Niby bardzo łatwo mogłem odnaleźć odpowiedź na to pytanie, w końcu wystarczyło spojrzeć w lusterko nastawione przez Jackie. Tyle że ja poczułem się też przez to lekko obrażony. Przecież nie mogłem nie wierzyć we własne możliwości! Nie mogłem nie wierzyć, że jestem jednorożcem! Nawet jeżeli na zewnątrz śmiesznym, to w środku nadal byłem poważny i dostojny. I nawet wiedziałem jak to udowodnić!
- Meee! - zakomunikowałem zwięźle Jackie na temat tego co teraz zamierzałem zrobić, żeby nie czuła się zaskoczona. Nie wiem tylko czy mnie zrozumiała w tej postaci ale mniejsza z tym. Taka mała niespodzianka jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła.
Zacząłem podążać w kierunku krawędzi dachu stukając kopytkami o dachówki. Cały czas pyszczek miałem wysoko uniesiony, chcąc pokazać, że kompletnie niczego się nie boję, bo wiem na co mnie stać. I Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ STAĆ MNIE NA LATANIE! Na pewno potrafiłem latać, czułem to całym sobą i nic nie potrafiło tego zmienić. Nie ważne czy byłem takim jednorożcem jakim zapragnąłem, ale ta jedna rzecz się nie zmieni. Będę latać.
Jeszcze raz się obejrzałem w kierunku Jackie i przez chwilę nawet się przejąłem jej wystraszoną miną, ale przecież za chwilę sama zobaczy, że nie ma się czego obawiać. Jestem pewny tego co robię jak nic. Odbiłem się kopytkami od dachu i skoczyłem przed siebie prosto w przepaść. Przez chwilę unosiłem się w powietrzu, a potem poczułem jak grawitacja zaczyna ze mną walczyć i poleciałem w dół całkiem tracąc z oczu Jackelca. Leciałem w dół i w dół i w dół. I ten dóóóóół się strasznie długo ciągnął. Przeżyłem nawet chwilę zwątpienia w to co robię, ale za chwilę okazało się, że niepotrzebnie. Bo to oto, ja Justin, zaczynałem lecieć. Lecieć w prawo, lecieć w lewo i już nie w dół, a w samiuśką górę.
Pomachałem kopytkiem z góry do Jacka.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Pią Mar 02, 2012 10:29 pm

avek justina <33333333333
Starałam się. Starałam się jak tylko mogłam, żeby powstrzymać śmiech, który uniemożliwiał mi regularne oddychanie, komunikowanie i w ogóle funkcjonowanie. Chociaż cała sytuacja już nie była taka zabawna. Zwłaszcza wtedy, kiedy kozo-Justin zdecydował się jednak wypróbować swoje umiejętności lata i zaczął zbliżać się w stronę krawędzi dachu. Zastanowiłam się, że może nie był świadomy tego, że wcale nie był jednorożcem, ani pegazem, ani niczym innym, co może latać, a kozą.
Zerwałam się i postarałam stanąć prosto. Zaczęłam się chwiać, ale zwaliłam to na nieudaną umiejętność zachowania równowagi. Nie poczułam tylko, że jeden ze sznurków od mojego plecaka zaczepił się o jakąś głupią dachówkę, która chciała mnie zatrzymać przed powstrzymaniem Reida od robienia czegoś bardzo głupiego. Coś pociągnęło mnie do tyłu. Znów siedziałam na tyłku, który trochę obiłam i starałam się uwolnić plecak z tej okropnej pułapki podczas, gdy brunet (który w sumie nie był brunetek, a białą kozą, co nadal było bardzo zabawne) już zniknął i właśnie leciał prosto w dół. Nawet tego nie zauważyłam, bo nadal siłowałam się w tym sznurkiem, a gdy w końcu mi się udało, zauważyłam jakąś sylwetkę w powietrzu, gdzieś nade mną. Musiałam zmrużyć oczy, bo słońce mnie nieco oślepiało. To coś wyglądało jak jakiś duży ptak. Tylko, że nie miało skrzydeł. Miało cztery nogi. Nie miało dzioba. I miało rogi. Więc ptakiem na pewno nie było. To się nazywa dedukcja!
Mój umysł zdawał się być jakiś wyjątkowo otępiały, pewnie dlatego, że niecodziennie widywałam swojego chłopaka przeobrażającego się w kozę. Dlatego właśnie sporo czasu mi zajęło zorientowanie się, że to właśnie było on. I jeszcze do mnie machał.
Odsapnęłam z ulgą, bo muszę przyznać, że bałam się, że rzeczywiści skoczył w dół i leżał teraz plackiem na ziemi. W dosłownym tego słowa znaczeniu, bo gdyby spadł z takiej wysokości to zostałby z niego tylko placek. Fu. Ja bardzo nie chciałabym, żeby tak się stało. Kto wtedy byłby moim chłopakiem? Kto zabrałby mnie znów na Karaiby? Kto pomagałby mi szkolić moje surferskie, jeszcze niewielkie umiejętności? Fajnie było widzieć, że żyje.
- Justin! Wracaj tutaj! - krzyknęłam w górę, przysłaniając sobie dłonią piegowatą twarz, na którą padało słońce i nie pozwalało mi nic zobaczyć. Miałam nadzieję, że będąc kozą rozumie ludzki język, bo nie potrafiłam mówić po koziemu. Słabo.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Sob Mar 03, 2012 5:20 pm

Złośliwi to by powiedzieli, że głupi to ma zawsze szczęście. Bo powiedzmy szczerze, jakie dokładnie miałem szanse na to, że rzeczywiście potrafiłem latać? Znaczy zupełnie inną drogą to przecież to czułem to w każdej kości, że jednak potrafię, byłem pewien i już. Ale wracając na poprzednią drogą, to z racjonalnego punku widzenia powinienem już nie żyć. Powinienem leżeć roztrzaskany gdzieś na dole, albo nabity na coś po drodze. A tu proszę jakie czary, kopytkuję sobie właśnie w powietrzu zupełnie nie zdając sobie sprawy z istnienia czegoś takiego jak grawitacja. Znaczy ja to tam do niezwykłości jestem przyzwyczajony na co dzień, w końcu patrzę na siebie w lustrze, więc takie kopytkowanie nie powinno robić na mnie większego wrażenia. Ot cóż, stało się. Jestem najbardziej zajebistym jednorożcem na świecie, a obok mnie są zajebiste chmurki. Och, chmurki. Obłoczki moje puszyste, kędziorki moje perliste, z mojej lewej z mojej prawej, pełne przejrzystości szarawej. Mógłbym tak w was z rozpędu, bez pozwolenia z urzędu, wejść i pohasać między wami! Robiąc slalom między dachami! Jeszcze nigdy nie uważałem chmur za takie interesujące. No bo też nie miałem okazji przyjrzeć się im z bliska. Normalnie jak się tak w nie wchodziło to nagle się czuło jakby cię ktoś zamknął w lodówce. I mogę z kopytem na sercu przyznać, że to prawda! W końcu nie raz niechcący posiedziałem sobie w lodówkach. Ale wracając do tematu, to jak się weszło w taką chmurę to wszystko gasło, nawet myśli. Ale gdy się wychodziło to wszystko wracało z takim uderzeniem, że normalnie KABOOM!!! Mógłbym tak jeszcze godzinami zachwycać się chmurami gdybym nie usłyszał wołania Jackie z dołu. I od razu zrobiło mi się głupio, że ona tam się, ten... siedzi, a ja tak w górze sobie... latam. To brzmi tak bardzo niesamowicie nie uczciwie. Dlatego Pokopytkowałem w porywającym tempie w kierunku Jackie i po chwili miałem pierwsze w swoim życiu lądowanie. I jak na pierwszy raz, no muszę powiedzieć, wyszło mi niezwykle ładnie! Z takim telemarkiem nawet, choć nie zamierzonym. Co poradzić, że nawierzchnia nie równa, no co?
Chciałem wyszczerzyć zęby w uśmiechu do Jackie, ale okazało się to odrobinę trudne. Najpierw wyszedł mi na wierz język, który zupełnie nie podlegał mojej woli. A potem jedyne co mogłem zrobić to wysunąć dolną szczękę na górną i tyle. Miałem nadzieję, że w miarę imituje to uśmiech.
I WŁAŚNIE WTEDY WPADŁEM NA NIESAMOWITY POMYSŁ, NORMALNIE POMYSŁ ZA KTÓRY POWINIENEM DOSTAĆ NAGRODĘ NOBLA I OSKARA. NOSKARA!!! Kiedyś, jak już będę niesamowicie bogaty, to wydam nagrodę Justina Reida, za zasługi na polu szerzenia wszechogólnego dobrego humoru. Bo to takie niesprawiedliwe, że takiej nie ma. Jakby była miałbym już ze trzy. Ale wracając do pomysłu: MUSIAŁEM POWIEDZIEĆ O TYM JACKIE.
- Meeeeeeeeeeeeeeee!!! - powiedziałem i zacząłem energicznie kiwać głową i dawać różne znaki o co dokładnie mi chodzi. Bo chyba pojmowałem, że Jackie to jednak będzie trzeba bardziej przekonać, żeby się zgodziła na to co chciałem. Same słowa nie były wystarczające. Po to były te znaki.
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Nie Mar 18, 2012 8:06 pm

Śmiech powrócił, choć wcale nie chciałam się śmiać, bo denerwowałam się na Justina, który zamiast wrócić na dół i wszystko mi wytłumaczyć - jak stał się latającą kozą i tak dalej - szybował gdzieś nad moją głową i jeszcze wydawał te wszystkie dziwne, kozie dźwięki i poruszał się tak jakby chciał mi coś przekazać. Ale jak już mówiłam, ja ani trochę nie rozumiałam koziego sposobu komunikowania się.
- Nic nie rozumiem - westchnęłam ze zrezygnowaniem i z powrotem usiadłam na dachu, krzyżując nogi i spuszczając głowę. Szyja mnie zaczęła boleć od tego patrzenia w górę i wywijania głową, a przed oczami miałam jakieś kolorowe plamy, bo się gapiłam w jasne niebo i rażące słońce.
Skoro to miało tak wyglądać, ani trochę mi się nie podobało. Justin miał szybować po niebie, a ja miałam siedzieć na dole i na niego patrzeć. Żeby się pocieszyć, sięgnęłam do swojego plecaka, który zdjęłam z ramion i zaraz otworzyłam, kładąc sobie między nogami. Wyjęłam z niego paczkę pianek. Siłowałam się z otworzeniem jej. Ostatecznie połowa opakowania wysypała się i pojedyncze pianki zleciały na dół z dachu. Pewnie ludzie pomyśleli, że padał jakiś piankowy deszcz czy coś. No, ale mi została druga połowa, którą mogłam skonsumować. Sama na dodatek, bo Reid był gdzieś u góry. Czułam się taka samotna, zignorowana i niekochana. I w ogóle cały mój dobry humor gdzieś sobie poszedł.
To pewnie dlatego, że w głębi duszy zazdrościłam chłopakowi. Ja też zawsze chciałam latać.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Mar 18, 2012 9:29 pm

Jak nic nie rozumie, no jak, jak ja wyraźnie mówię. Nawet wyjątkowo składnie mi wychodziło układanie zdań, bo jakoś tak zawsze wszystko plątało mi się w głowie i gdy zaczynałem mówić traciło sens i zazwyczaj mało kto mnie rozumiał, no oczywiście poza innymi osobami, które cierpiały na tą samą przypadłość do ja. No ale teraz gdy tak jakoś zamieniło mi się w jednorożca okazało się, że jednorożce mają dosyć łatwy składnię i wcale się nie trzeba wysilać jeżeli się chciało mówić. Wystarczyło tylko trochę skupienia i samo się z ciebie wszystko wylewało tak, że normalnie aż chciało się słuchać. Bo ja doskonale siebie rozumiałem. Właśnie przed chwilą oznajmiłem Jackie, by tak nie zamulała, bo przy jednorożcu nie wolno być mułem, i by poleciała ze mną. W końcu jednorożce to prawie konie, więc dlaczego by nie mogli kogoś przewozić? No powiedzcie dlaczego nie?
Tylko ja nie wiem dlaczego Jackie zamiast się ucieszyć usiadła na dachówkach i wyglądała jak jakaś sierotka. Bardzo smutna sierotka, prawie taka która musi zarabiać na życie sprzedając zapałki. A wiadomo, że to bardzo słaby interes.
Dlatego też popędziłem w jej stronę by ją pocieszyć, ale zamiast wylądować obok niej, wylądowałem parę metrów dalej. W miejscu gdzie dach był nieco bardziej stromy. Zacząłem stukać kopytkami próbując się utrzymać, ale jakoś słabo mi szło. Sam nie wiem kiedy zamiast kopytek wyrosły mi rączki i już spokojnie mogłem się złapać tego czubka dachu, no wiecie, jak są dwa skosy to jest i czubek. Kiedyś łaziłem po nim udają równoważnie, ale skończyło się to gipsem. Znaczy mogliby mnie uzdrowić, ale uznali, że gips powstrzyma mnie od kolejnych wspinaczek. Jakie półgłupki. DLA MNIE NIE BYŁO PRZESZKÓD! Ale wracając do teraz, to teraz uczepiłem się tego czubka rączkami tak, że Jackie mogła najpierw widzieć tylko moje palce, potem czubek głowy, a potem nawet popiersie. Hm, ci wyżej mogli za to widzieć mój tyłek, ale nie do końca wiedziałem kto mógłby być wyżej od nas.
- Masz pianki? - zawołałem gdy w końcu udało mi się zaczerpnąć tchu. - Jak fajnie! - chyba za bardzo się podekscytowałem, bo osunąłem się na parę centymetrów, ale zaraz byłem z powrotem. - A mogłabyś mi tak może tak trochę tak pomóc? I podać spodenki?
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Jackie Nie Mar 25, 2012 7:40 pm

Justin mógł pomyśleć, że już przestałam całkowicie zwracać na niego uwagę. Ale tak wcale nie było. Przez cały czas kątem oka spoglądałam gdzieś w bok, gdzie widziałam cień unoszącej się w powietrzu kozy. Zauważyłam jak cień zaczął się zwiększać, więc chłopak był coraz bliżej. Odwróciłam się do tyłu i usłyszałam chaotycznie stukanie kopytkami o dachówki w momencie, którym wpychałam sobie do ust kolejną piankę. Wyplułam ją i wstałam, rzucając się na pomoc Reidowi, przy okazji mrucząc coś pod nosem, że zawsze pakował się w takie głupie sytuacje. Energicznie wstałam i szybko pożałowałam, bo ciężko było na dachu utrzymać równowagę. Zachwiałam się dość niebezpiecznie. Byłam już niemal pewna upadku, ale ostatecznie udało mi się znów stanąć prosto i stabilnie na nogach. Było już za późno, żeby ruszyć na ratunek bruneta, którego głos zaraz usłyszałam.
- Mam, ale będziesz musiał się ładnie postarać, żebym Ci kilka dała! - prychnęłam jak rozkapryszone dziecko, mając już w planach szantaż, który miałby zagwarantować mi loto-przejażdżkę. Nawet jeśli Justin wcale nie był jednorożcem.
- Och tak, chwila - zaczęłam się rozglądać i dopiero teraz zorientowałam, że ubrania Reida porozrzucane były po dachu. Na całe szczęście jego bielizna była gdzieś niedaleko. Tak samo jak i jego spodnie. Złapałam dość niepewnie ich brzeg i powędrowałam w stronę zwisającego z dachu chłopaka. Przez krótką chwilę rozważałam, czy może się z nim nie podrażnić, nie oddając mu od razu bokserek i jeansów, ale w końcu stwierdziłam, że może lepiej dla innych, żeby nie musieli na niego patrzeć i dla Justina, żeby nie zaczęli się z niego śmiać (bo nie lubiłam gdy się z niego śmiali ;c). Dlatego rzuciłam rzeczy w jego stronę, starając się wycelować tak, żeby nie spadły na dół. Na całe szczęście nie chybiłam.
Jackie
Jackie
team justin


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Justin Nie Mar 25, 2012 8:30 pm

Przez chwilę na serio się bałem, że zaraz przyjdzie haniebny upadek i to całkiem nago, ale nie bałem się z powodu ośmieszenia, tylko bólu i siniaków. Jakbym mało miał tych teraźniejszych! Co mi tak jakieś komentarze, gdy pomyślę o tym bólu, o tych zadrapaniach, normalnie brrrr. W dodatku istniało ryzyko, że bym się jeszcze połamał! I choć gips czasami był fajny (na początku jak przybyłem do rezydencji nawet miałem jeden, nie wiem czy o tym mówiłem - założyli mi go by trochę ograniczyć moją ruchliwość, bo przecież złamanie można było raz dwa wyleczyć - dlatego teraz miałem taki lekki uraz do tego rodzaju opatrunku). Ale mniejsza o to. Przyjąłem od Jackie ubranie i raz dwa się ubrałem.
- Normalnie latanie to coś czego mi brakowało od zawsze! Jakbym odkrył swoje drugie nogi - wykrzyknąłem dziarsko wędrując w stronę Jackelca. - Musisz koniecznie kiedyś spróbować polatać, Jackie. Gdy spróbujesz otworzą się przed tobą takie horyzonty jak teraz przede mną. Czyli duże horyzonty. - Dla zademonstrowania kolistym ruchem wskazałem na horyzont dookoła mnie. Wiem, że takie powiedzenie jak na mnie ma małe znacznie, ale czułem się jak na jakimś haju. Ale nie byłem. Choć zadziwiająco często mnie o to posądzano. Znaczy tam zły na nich nie byłem, ale jednak czasami mogliby uwierzyć na słowo, bo jak mówię to przecież mówię, a nie nie mówię. To logiczne. Jak to że najlepsze na świecie są placki tęczowe z dużą ilością śmietany. I kolorową posypką. A wakacje najlepiej spędzać na falach. No to ten. - Daaaaj PIANKA, czuję się jakbym nie jadł z miesiąc. Latanie jest zdecydowanie zbyt wyczerpujące. A może od razu pójdziemy do kuchni? Zrobię KRAKERSY NA SŁODKO! Się nauczyłem wiesz? - Znaczy gotowanie jakoś tam bardzo mnie nie pasjonowało, tylko jedzenie, ale jedno bez drugiego w moim przypadku było raczej nie możliwe, więc tentego.
Jackie oczywiście się zgodziła, pozbieraliśmy resztę rzeczy i zeszliśmy na dół.

///
Justin
Justin
mistrzu


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Benjamin Sob Cze 02, 2012 3:09 pm

* * *
Dawno jej nie widziałem. Dlaczego nawet nie poprosiłem o to, żeby się ze mną spotkała? Nie chciałem. Chciałem o niej zapomnieć, wyrzucić ją z głowy i już do tego nie wracać. Nie byłem przyzwyczajony do tęsknoty, do tej potrzeby posiadania kogoś bliskiego. Doszedłem do takiego głupiego wniosku, że nie powinienem się bawić w związki bo prędzej czy później zranię ją i będę żałował. Nie chciałbym jej zranić, nikt nie powinien jej ranić, ona jest zbyt dobra i delikatna. Próbowałem zapomnieć, już nawet skończyły mi się wszystkie zapasy Danielsa i nic. Wciąż mi jej brakowało. Jej drobnego ciała, bladych nóg, kościstych kolan, które i tak wydawały mi się najpiękniejsze na świecie. Napisałem. Powiedziała, że przyjdzie. Dach wydawał się być dobrym miejscem. Kiedyś ją tutaj zabrałem w nocy. Dobrze pamiętam jak zasnęła i musiałem ją zanieść do pokoju. Siedziałem jeszcze parę minut i przyszła. W niebieskiej sukience. Mojej ulubionej. Kurwa. Czy ona robi to specjalnie?
- Uhm, cześć. Dawno się nie widzieliśmy. - Nie potrafiłem powiedzieć niczego innego po paru tygodniach unikania jej. Było mi głupio, gdy teraz stała przede mną i patrzyła na mnie tymi swoimi zielonymi oczami pełnymi smutku. Co ja narobiłem? Czuję się sam ze sobą jak pojeb. Mógłbym powiedzieć jej, że ją kocham. Bo ja naprawdę ją kocham. Ja, Benjamin Thompson, kogoś kocham. Jestem debilem. Uśmiechnąłem się delikatnie, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Może chociaż to pomoże. Wysunąłem w jej kierunku małe pudełeczko. Skoro już nie umiem mówić o uczuciach to podaruję jej bransoletkę pasującą do tego wisiorka ze znakiem Batmana, który miała teraz na sobie. Nie wyrzuciła go, zatrzymała. - Zobacz, szukałem jej jakiś czas. - Dodałem cicho, gdy zauważyłem, że nawet nie patrzy na prezent. Nigdy nie widziałem jej takiej. Myślałem, że to niemożliwe by Cornelia się, najzwyczajniej w świecie, wkurwiła. Była dla mnie za dobra, zdecydowanie. A ja to wykorzystałem. Jestem debilem. Kocham Cię. Przestań istnieć. Usiadła daleko ode mnie, a ja nie byłem do tego przyzwyczajony. Zawsze była obok, zawsze wtulała się we mnie i tak mi było wtedy fajnie. Fajniej niż na wszystkich imprezach razem wziętych. Fajniej niż wtedy, gdy jechałem z Cookiem na stopa do Holandii. Fajniej niż kiedykolwiek, gdziekolwiek i z kimkolwiek innym. Dobrze mi przy niej. Jej chyba przy mnie też. Po co to psuć?
- Wiem, że długo mnie nie było. Nie wiem co mam Ci powiedzieć. - Może po prostu przepraszam? Ogarnij się. Powiedz jej co czujesz. Powiedz, że ją kochasz i już nigdy więcej nie znikniesz. Powtarzałem to sobie w główce, ale nie pomagało. Ja nie potrafię, niech mnie ktoś nauczy. Kocham Cię. Chodź tutaj. Usiądź bliżej bo ja tak nie potrafię. Nie. Stop. To nie jestem ja. Po co tutaj przyszedłem? Po co napisałem, żeby ona przyszła? Jestem debilem.
Benjamin
Benjamin
~ * ~


Powrót do góry Go down

Dach - Page 3 Empty Re: Dach

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach